jacekddd prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

Kacper

Dystans całkowity:484.80 km (w terenie 120.00 km; 24.75%)
Czas w ruchu:22:28
Średnia prędkość:21.58 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:4713 m
Suma kalorii:5915 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:69.26 km i 3h 12m
Więcej statystyk

Pod Forum

  d a n e w y j a z d u 28.30 km 1.00 km teren 01:38 h Pr.śr.:17.33 km/h Pr.max:42.90 km/h Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: 40 m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Niedziela, 21 października 2012 | dodano: 21.10.2012

data startu 21.10.2012 13:30
Piękne słońce, lekki wiaterek ze wschodu, ciepło. Wybraliśmy się z Marzeną na małe kręcenie a ponieważ przy torze spotkaliśmy Kacpra pojechaliśmy wspólnie do Forum a stamtąd był już powrót.


Kategoria 2012 Kross Level A6, Kacper, Marzena

Pętla wokół Tatr

  d a n e w y j a z d u 214.10 km 0.00 km teren 08:45 h Pr.śr.:24.47 km/h Pr.max:65.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2510 m Kalorie: 5915 kcal Rower:Merida 904
Czwartek, 23 sierpnia 2012 | dodano: 24.08.2012

Pętla wokół Tatr
data startu 23.08.2012 08:52
czas jazdy 08:45:27
prędkość śr. 24,4 km/h
prędkość max 65 km/h
tętno śr. 129 ud/min
tętno max 160 ud/min
w strefie 07:48:19
poniżej 00:43:53
powyżej 00:13:15
kcal 5915
typ podłoża asfalt
pogoda słonecznie
temperatura 25 °C
opis Z Leszkiem i Kacprem spotkaliśmy się przy Kościuszki. Zapakowaliśmy Leszka rower i pojechaliśmy w kierunku na Chochołów. Zaparkowaliśmy, zapakowaliśmy się, gruntownie sprawdziliśmy czy wszystko mamy. Szczególnie rozparcelowanie zapasu dętek upilnowałem. Po Słowackiej stronie jechaliśmy na początku na żywioł no i przegapiłem skręt przez co pojechaliśmy główną trasą. Potem korzystając z tego, że Kacper złapał gumę (20km) a potem drugą (40km winny okazał się wyszukany przez Leszka stalowy kolec) sprawdziłem sobie jeszcze raz drogę na gps i reszta odbyła się już bez niespodzianek. Początkowo niepotrzebnie podkręcałem na zjazdach, oraz gdy skończyła się im woda chciałem szybciej dociągnąć przy bocznym wietrze do Liptowskiego Hradoka. Ogólnie to tempo na podjazdach mieliśmy dobre ale nie jakieś szybkie więc przeciętna wyszła taka jaka jest. Tą trasę lubię ze względu na kontrast wysokich gór wyrastających jakby z zupełnie płaskiego terenu jak to wygląda na Słowacji. Piękne zjazdy w słońcu, zakręcone wspaniałe serpentyny, lasy iglaste stojące szpalerem wzdłuż drogi. Wysoko niemal jakby nad głową wiszące wysoko skały Tatr. Po prawej daleko aż niemal po horyzont rozprzestrzeniająca się równina. Takie widoki i realne możliwości naszej grupy zachęcały do umiarkowanego tempa. Bałem się o Kacpra, najmłodszego z naszej grupki, który na pewno do 100km mógłby nas nieźle pogonić ciągnąc bardzo mocno tylko co byłoby po 100km ? oto jest pytanie. Na szczęście, a może też dzięki umiarkowanemu tempu Kacpra nie odcięło, Leszek walczył dzielnie jak zawsze na podjazdach a na zjazdach niosło ich obu niesamowicie. Na podjazdach próbowałem przywrócić jakiś równy rytm jazdy i tak w dobrej kondycji przejechaliśmy całość zatrzymując się kilkakrotnie na stacjach i dwa razy przy marketach. Kiedy osiągnęliśmy Strbskie nadzieja na objechanie zamieniła się w niemal pewność no i po długich relaksujących zjazdach zaczęliśmy wspinaczkę w kierunku granicy. Leszek zasuwał choć zaczął widzieć szklankę w połowie pustą i chyba jak za Łysą zobaczył po chwili podjazdu jakie wywijane serpentyny już podjechliśmy a wcale nie były gorsze od tego co wcześniej zaczęliśmy rozmowę na temat licznie wożonych koni na tą i na tamtą stronę. Przy pogawędce na temat po co te zwierzęta wożą tam i spowrotem podjazd gdzieś się zawieruszył i został zjazd. Przy drodze pokiwałem jakiejś dziewczynie na kolarce a Ta za chwilę dogoniła nas na zjeździe gdzie się obijaliśmy. Podgoniłem za nią na najbliżyszym podjeździe przed Zakopanem ucięliśmy sobie pogawędkę na temat startów, wyścigów treningu i ogólnie rowerowania. Ładnie ciągnęła a pod górkę, z chłopakami jechałem na tętnie ok 130-140 a tu z dziewczyną ok ponad 150 a więc już ponad progiem. Chciałem się upewnić i ku mojemu pocieszeniu okazało się, że ma wyższe o 10. Przed zjazdem już na opłotkach miasta stanąłem by poczekać na moich bo zostali trochę w tyle. Przy zapadającym zmroku przeciągnęliśmy przez ruchliwe miasto i pozostał długi szybki dojazd na Chochołów. Na miejscu zapanowała ogólna radość, mozolne przebieranie się, przepakowanie, składanie rzeczy, montowanie rowerków, wizyta w sklepie i jak zawsze po solidnej trasie relaksujący powrót autem w nocnej aurze. 118/148

&feature=plcp




Kategoria 2012 Merida 904, 2012 wytrzymałość, Kacper, Leszek, .Filmowe relacje

Test kolarki z Kacprem

  d a n e w y j a z d u 10.60 km 0.00 km teren 00:30 h Pr.śr.:21.20 km/h Pr.max:49.40 km/h Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: 40 m Kalorie: kcal Rower:Romet Sport
Środa, 22 sierpnia 2012 | dodano: 24.08.2012

data startu 22.08.2012 10:30
W związku z planowanym czwartkowym wyjazdem Kacper przyjechał by sprawdzić moją starą kolarkę. Przy pompowaniu urwał się łepek wentylka, potem ustawianie opony jak zwykle, wreszcie mocowanie się z rurą podsiodłową, która była w tej pozycji od kliku lat. Wszystko razem mocno opóźniło teścik. Kacper stwierdził, że jedzie się bardzo lekko. No tak w końcu to kolarka. Przy prędkości 22km/h jest bardzo lekko.


Kategoria Kacper, 2012 Merida 904

Skandia Maraton Kraków

  d a n e w y j a z d u 60.50 km 45.00 km teren 02:49 h Pr.śr.:21.48 km/h Pr.max:52.80 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:780 m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Niedziela, 6 maja 2012 | dodano: 06.05.2012

W dniu dzisiejszym wypadł maraton w Krakowie. Ze względu na to, że coś takiego staje się powoli coraz większą rzadkością postanowiłem wziąć w nim udział. Pojechaliśmy na miejsce z Gienkiem, który planował start w mini. Błonia zastawione niemal w całości, jak tylko znaleźliśmy pod koniec wolne miejsce na auto ostatnie luki już się zapełniały. Numerki pobrane dzień wcześniej na Skandii nie gwarantują spokoju przed startem. Wszystkie sektory oznacza taka sama tabliczka zielonego koloru. No bez przesady a jak ktoś nie jest regularnym uczestnikiem to skąd ma wiedzieć co i jak. Wokół kręciło się conajmniej kilkudziesięciu podobnie jak ja niepewnych gdzie co i jak. W końcu patrząc na numerki innych i pytając ustawiłem się a spiker po chwili potwierdził dobry wybór wyliczając kto w którym sektorze. Czekamy, słońce grzeje, w każdym sektorze luzy, wygląda w sumie jakby po kilkadziesiąt tylko osób stało. No tak ale jak zaczyna się puszczanie ludzi to na skutek sporej liczby sektorów trochę się to ciągnie. Za to po starcie nie ma tragedii natomiast już na pierwszej górce w terenie w Wolskim Lesie jest. Staje się to symptomatyczne wręcz, że na każdym stromym podjeździe spora część by nie rzec większość idzie zamiast jechać. Również wszelkie techniczne utrudnienia pokonywane są jakby bez zapału. Jedziemy i tasujemy się z ludźmi, chwilami oni są szybciej chwilami ja wyprzedzam. Może te wszystkie koszulki mi się mieszają swoimi kolorami. Numerki rozpoznaję nieco później kiedy już regularnie się zmieniamy. Faktycznie wychodzi na to, że jak zwykle stopniowo wyprzedzałem więc to odczucie z początku musiało być mylące. Resztki infekcji wirusowej niestety jeszcze działają. Nie czuję siły jak należy, idzie to trudno i ciężko a po ok 1h jazdy wydaje mi się wręcz, że mało mam pod butem. A tu w międzyczasie przy trasie pojawia się Marcin z zapałem na filmowanie i kilometrami jedzie wyprzedzając i zostając by z różnych ujęć nakręcić czy zrobić fotki. Ja tu próbuję łapać rytm, idzie mi ciężko a co górka ten lekko nas wyprzedza, formalnie przy tym dołując otoczenie i rzuca: "dajesz Jacek", "dawaj pod tą górkę" i inne podobne i tak od Aleksandrowic po Kleszczów gdzieś pewnie. No ale wszystko co dobre musi się skończyć więc nawet i Marcin w końcu odpuszcza a ja tymczasem dalej się męczę. Trochę też mniej piłem niż trzeba i zacząłem odczuwać początki kurczy ale częstsze sięganie do rurki bukłaka pomogło. Kręcenie na niskiej kadencji, chwilami konieczne w zmianach nachylenia czy zakrętach nie idzie tak lekko jak powinno. Siłownię odstawiłem kilka już tygodni temu a poza tym choróbsko się odzywa. Mam gdzieś po 2h takie fazy kiedy wkręcam się chwilę na dobry rytm i na wyższej kadencji kręcę mocno co daje mi parę dodatkowych pozycji ale poza tym są też długie fragmenty gdzie mnie przytyka, nawet nie mam możliwości jakoś się rozruszać i przyspieszyć oddechu. Były trudności w ogóle by wyczuć na co sobie mogę pozwolić. No i jeszcze ten teren. Ogólnie ciekawych podjazdów i zjazdów jak wiadomo jest na tym maratonie nie dużo. No więc początek puszczy Dulowskiej. Myślę sobie "pewnie będzie szutrówką" ale nie, ku mojemu zaskoczeniu dajemy prosto na stromy może nie tak bardzo ale rozwalony w zeszłym sezonie sprzętem leśniczym, prosty zjazd. Środkiem trochę rynna nie do użytku a bokiem, korzenie, kamienie, gałęzie po ścinkach no i owo rozkopanie. Już z dala widać niebieskie sygnały. Stoją tam motocykle ratownicze, policja i niebiosa wiedzą kto jeszcze na wypadek wypadku. Wcześniej z prawej obsługa ostrzega by hamować. Pokiwałem głową i odkrzyknąłem, że wiem co mnie czeka ale pojechałem swoje. To było najsilniej "bronione" miejsce ale w sumie kilka zjazdów widziałem z siedzącymi na nich ratownikami i jak rozmawiałem potem z kilkoma osobami na mecie w sumie wszystkich takie widoki mroziły. Może to dobrze, niech sobie przesadzają ale jak to ma być upowszechniony sport (a dobrze by było) to za tą akcję plus. Niestety na tych niewielu zjazdach i podjazdach plus technicznych odcinkach nie zawsze można było jechać bo jak zauważyłem różnie ludzie jechali. Było kilku, którzy w charakterystycznych sposób na ostro brali podjazdy i jeśli były krótkie sporo mi odchodzili jeśli długie to zostawali na dłużej z tyłu. Inni dawali mocno na krótkich zjazdach gdy było widać przeciwległy podjazd. Ogólnie jednak prawie wszystkie takie ciekawsze miejsca gdzie miałem towarzystwo a była to większość musiałem częściowo przejść bo poprzednicy w dziwnych miejscach się zatrzymywali, większość nawet nie próbując podjąć próby podjechania. Nie pomagało wołanie "nie hamuj zaraz podjazd", czy "to się da zjechać". Potem mnie gonili i wyprzedzali więc powiedziałbym tak: wczoraj (dzień wcześniej) był maraton w Złotym Stoku. Kolega Leszek tam pojechał i z grubsza było tak jak podejrzewałem, że będzie. To znaczy długie podjeżdżanie i techniczne zjazdy. Gdyby tego więcej było tu w Krakowie, a mogłoby spokojnie być, to całkiem inaczej ułożyła by się stawka bo tak jak większość jechała spokojnie mogliby wziąć rowery przełajowe albo nawet szoski ;-) Pogoda dopisała, było poprostu prześlicznie, ubłociłem się w sumie w jednej kałuży, w którą tak się złożyło, że wjechaliśmy grupą i błoto zdołało od sąsiada strzelić mnie pod okulary z prawej w oko! plus było sucho i kurzyło się. Charakter trasy był taki, że mocny wiatr z zachodu wpłynął na pewno na szybszy powrót. Na końcówce przed Wolskim przy cmentarzu na Bielanach po podjeździe zdałem sobie sprawę z tego, że trzeba powalczyć o pozycję bo trochę ludzi przede mną blisko jedzie. Od Obserwatorium udało mi się do Kazamaty dotrzeć tak, że wyprzedziłem wszystko co się dało, tył mnie nie gonił przód nie był widoczny no więc jadę sobie spokojnie z postanowieniem by się nie dać ew. na zjeździe ale to przecież będzie słychać więc nikt mnie nie zaskoczy. No to jadę. Trochę dropów, poszedłem je trochę szybko ale opanowuję i niestety ku mojej konsternacji z tyłu słyszę wyraźnie pracę zawieszenia. Ktoś mnie dogania a ja tu ledwo ten zjazd przeżyłem! no co jest? Daję na ostatnim fragmencie, składam się też w dwa zakręty najlepiej jak potrafię by tu nie stracić zakładając, że teraz to już asfalt i płasko więc jak to nie jest czołówka giga to się nie dam choćbym do sprintu przed metą musiał się czarować. Zerkam w bok gdy po skręcie ścieżka w lesie jest tuż obok za taśmą i mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Faktycznie dogania mnie czołówka giga ale to nie zawodnik tylko motocykl robił sobie dystans i podgonił na zjeździe. Kurcze uciekałem motocykliście ! to jest już chore. Na wałach dochodzi mnie ktoś z giga a ja spokojnie patrzę co przede mną. Kogoś tam łyknąłem ale jedziemy z wiatrem ok 35km/h a nogi są już takie ciężkie. Szanse są zerowe. Wjazd na Błonia i do finiszu. No i taki widok mi przelatuje przed oczyma. Człowiek przede mną chwilę temu jeszcze chyba 50-70m teraz jest tylko kilkanaście i co ciekawe przejeżdża przez ulicę tak: pierwszy krawężnik płaski, drugi stromy uderza tyłem, płyty przy trawie to samo. Musiało go to spowolnić. Na mnie podziałało jak płachta na byka. Z asfaltu zrobiłem baniego na chodnik, z chodnika zdążyłem zrobić baniego na trawę i zjazd. Wszystko prawie bez straty prędkości i gazu za nim. Doszedłem go, przed nim kilka metrów następny, cisnę do każdego wołając "finisz: by zachęcić do walki o miejsce. Niby brak reakcji ale jeden z nich ruszył za mną. Skandia zrobiła mnóstwo tasiemek na Błoniach więc my po tych okropnie wertepiastych pozostałościach kretowin walczymy ze sobą a ja widzę jakieś 20m conajmniej z przodu jeszcze jedną ofiarę ale nie ma szans przecież już tak blisko, jeszcze tylko zakręt. Ledwo już oddycham, obrotomierz wyskoczył za skalę chyba już przy pierwszym z dwóch za mną. A tu zakręt i jeszcze za nim wyłania się kolejny więc jestem bliżej a meta ciągle daleko, wchodzimy w ostatni prawy łuk, jadę szerzej lewą, spodziewam się walki więc dwa biegi niżej i cisnę resztki z resztek. Odpuścił i zostawiam go za sobą dobre 10m. Na mecie ciężko dysząc dziękuję za walkę. Podjeżdża jeden z wcześniej wyprzedzonych mówi, że próbował odzyskać pozycję i gonił po czym kładzie się i leżąc dyszy, łapią go kurcze. Taki finisz mi się podoba. Maraton jest jaki jest ale rywalizacja poprawia wszystko. Chwilę rozmawiamy, oddech się uspokaja, z tyłu ogłaszają kolejnego gigowca na mecie. Podjeżdżam zerknąć, oglądam sklepiki, tradycyjnie szukając spodenek 3/4, mineralna, banany, poczęstunek (bez rewelacji). Rundka wokół Błoń by nie zastygnąć i do auta. W drodze do domu pierwsze kropelki deszczu.

Skandia Maraton Kraków

2:49:43, 125open/370, 120M/K, 17M4/52, 207(42:38)I-mczas
data startu 06.05.2012 11:10
czas zwycięzcy 2:03:28 Kowalczyk Michał



http://youtu.be/PjQ4M35sCYY


http://youtu.be/sE1fu2yiXF4


... i jeszcze film od Marcina
http://www.endomondo.com/profile/2880032

w który dosłownie wplótł spory kawałek wspólnej jazdy

&feature=player_embedded#!

.. normalnie jak jakiś pro mam własny filmik z wyścigu bo podążała za mną jednoosobowa ekipa filmowa. Dziękuję Marcinie!


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2012 Kross Level A6, .Filmowe relacje, Kacper, Leszek, Marcin

Tor-ścieżka-Tyniec-ścieżka

  d a n e w y j a z d u 39.10 km 1.00 km teren 01:32 h Pr.śr.:25.50 km/h Pr.max:45.80 km/h Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: 80 m Kalorie: kcal Rower:Merida 904
Środa, 11 kwietnia 2012 | dodano: 12.04.2012

Miałem w planie totalny lajcik czemu sprzyja fakt braku wciąż na rowerze licznika. Nie wiedzę z jaką prędkością jadę to nie pędzę cały czas. W pracy coś Leszek wspominał o wypadzie do Łączan ale wkrótce okazało się, że chyba się to nie uda. Wyjeżdżam spod domu a tu komórka się wierci w kieszeni. Leszek jadą od dworca no to spotkamy się na ścieżce. Spotkaliśmy się, Leszek nie miał chyba jeszcze wyczucia do tego roweru bo pędził strasznie. Tak to jest na kolarce, ciśniesz, niesie cię, jeszcze bardziej ciśniesz, wiatr przyjemnie chłodzi więc nie czuje, że zasuwasz zziajany. Kacper na kole ciężko się napracował bo jechał mtb. Zrobi kondycję jak tak będą częściej jeździć.


Kategoria 2012 Merida 904, Leszek, Kacper

Mtb Powerade Suzuki Marathon - Kraków

  d a n e w y j a z d u 70.20 km 55.00 km teren 03:50 h Pr.śr.:18.31 km/h Pr.max:61.30 km/h Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1263 m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Niedziela, 28 sierpnia 2011 | dodano: 28.08.2011

Przejechałem dzisiaj dystans mega. Myślę, że wszyscy Ci co spodziewali się strasznego błota i z tego powodu odpuścili zrobili błąd. Po tylu dniach spiekoty ten deszcz niewiele zdziałał. Ogólnie trasa była w porządku a też jak niektórzy powiedziałem sobie, że na błotną masakrę się nie wybieram. Po wielu dniach gorąca w nocy przyszedł front atmosferyczny i dosłownie w ciągu kilku godzin temperatura spadła do 16st C. Później w trakcie dniach podstawa chmur się podniosła i miejscami w pewnej odległości od Krakowa widziałem promienie słońca przenikające przez gęstwinę zarośli. Na miejsce podjechałem autem zabierając przy okazji ze sobą Gienka. Musiałem jeszcze pobrać numerek i uiścić opłatę. Spotkałem też Leszka ze synem, który tak jak Gienek wybierali się na mini. Leszek pojechał świetnie, Kacpra nie udało nam się odnaleźć na liście. Jak zawsze ustawiłem się na samym końcu już za bramkami no i wychodzi mi, że zdołałem wyprzedzić ponad połowę startujących. Z jednej strony postęp z drugiej wydaje mi się, że dalej za słabo jeżdżę. Jeszcze przed samym wąwozem Kochanowskim na podjazdach gdzie w zasadzie można by było próbować coś wyprzedzać jednak nie bez sporego uszczerbku sił drogę blokowały osoby, które jechały słabiej. W paru takich miejscach pomogła dopiero chwila, po której poprzednik próbując trzymać tempo zupełnie się wypompował. Miałem w czasie tego maratonu dwa takie przypadki gdzie jechałem sobie spokojnie za kimś, w warunkach niezbyt sprzyjających do wyprzedzania a ten po chwili stanął nie mogąc złapać oddechu. Ogólnie sam zaczynam powątpiewać czy moje trzymanie równego rytmu wysiłku jest faktycznie skuteczne. Być może to czas na pulsometr. Muszę zastanowić się i wybadać temat. Niektóre zjazdy ale naprawdę tylko niektóre były na tyle śliskie, że stały się trudne. Pierwszy zjazd w lesie Wolskim od początku planowałem pojechać sobie spokojniej niż trenując. Wąwóz Kochanowski odpuściłem sobie zbiegając, trochę bym dał radę ale był to świadomy wybór tak więc tylko sam dół tam zjechałem. Pogorszyły się tam warunki znacznie od zeszłego roku. Zauważyłem co do rytmu taką prawidłowość. Gdy kończył się asfalt i przechodził w szutr i podjazd na tej kilkudziesięciometrowej fazie przejściowej bywam wolniejszy od otoczenia z którym jadę natomiast na początku wzniesienia gdzie przyjmę jakiś swój rytm dość szybko dochodzę sąsiedztwo i je wyprzedzam. Były takie podjazdy, które właśnie pozwoliły mi wyprzedzić trochę osób i w tym jeden gdzie zachowałem rytm po zjeździe i od razu zacząłem wspinaczkę a reszta otoczenia utknęła i już cały podjazd podprowadzała i drugi gdzie próbowałam wyprzedzać i dostałem informację, że jadą wolniej zbierając siły przed "ścianką". Wziąłem to na poważnie odpuściłem wyprzedzanie, wbiłem nawet młynek, zacząłem podjazd i zaliczyłem bez zsiadania a towarzystwo zsiadło i pchało. Praktycznie cały czas kogoś wyprzedzałem ale w okolicach ostatniego bufetu jakoś tak wyprzedzani próbowali się "bronić". Sam czułem chyba odwodnienie bo wybór grubszej bluzy dał się we znaki. Widocznie inni mieli jeszcze większe problemy z utrzymaniem tempa i jakoś to szło choć był moment, że czułem i nogi i ogólnie, że słabnę. Wrzuciłem równy rytm i nieco szybszą kadencję i jakoś to przeszło. Widziałem jak czołówka Giga nas wyprzedza ale dopiero kiedy pierwszy zawodnik oddalił się nieco rozpoznałem, że to Bartek. Było praktycznie wszystkiego po trochu na tym maratonie. Widziałem parę osób, które nie bardzo chciały ustąpić na podjazdach i zaraz mieli dość i kilku mądrych co niezbyt sprawnie dawali na zjazdach a potem widowiskowo koziołkowali z rowerami gdzieś w krzaki. No słowem wszystko było na tym maratonie co powinno być. Mnie się podobało a na lepszą kondycję jeszcze się poczeka. Po wszystkim zaliczyłem poczęstunek na żetonik, rundka wokół Błoń na rozkręcenie, telefony, rowery na dach auta i go do domu gdzie w ruch poszedł Karcher i małe pranko ciuchów.

273 moje/561 ukończone/655 łącznie
czas 03:27:22.1
na 1pkt 00:48:15(395)
na 2pkt 02:36:08(293)
strata do nr1 01:04:18

W efekcie zrobiłem coś pod 350pkt sektorowych i razem z Zabierzowem wyszło 320,43pkt co daje 4 sektor, czyli ostatni przed otwartym. Warto by było z tego skorzystać choć to ważne tylko na Murowaną a wątpię czy wybiorę się za Poznań bo to bez sensu.


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2011 Kross Level A6, Gienek, Leszek, Kacper

Mników - zamek Tenczyn - puszcza Dulowska - powrót

  d a n e w y j a z d u 62.00 km 18.00 km teren 03:24 h Pr.śr.:18.24 km/h Pr.max:43.30 km/h Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Sobota, 9 października 2010 | dodano: 09.10.2010

rower teren . podstawowy
rodzaj trening : regeneracja
region małopolskie
licznik
długość 62 km
data startu 09.10.2010 12:40
czas jazdy 03:24:29
prędkość śr. 18,1 km/h
prędkość max 43,3 km/h
informacje dodatkowe
profil trasy
trudność
typ podłoża asfalt
pogoda słonecznie
temperatura 9 °C
opis Pojechaliśmy z "Leszkami" do Rudna, pod zamek wyjechałem bez ostatniego zakrętu. Po krótkim zwiedzaniu, postanowiliśmy jeszcze podjechać dalej i wykręciliśmy śliczną pętelkę po puszczy. Było słonecznie, stosunkowo ciepło, tempo dla mnie regeneracyjne. Jeden z rowerów pożyczony miał zbyt krótką sztycę co przeszkadzało na podjazdach i w dalszej części. U mnie w rowerze przeregulowała się przerzutka, na całe szczęście pod koniec ale będę musiał zrobić małe serwisowanko. Normalnie nie mogę się upilnować żeby jechać znacznie poniżej "czerwonej kreski" a tym razem ledwo byłem rozgrzany jednak poprzez sam czas jazdy no i widoki był to bardzo wartościowy wyjazd.


Kategoria Leszek, 2010 Kross Level A6, Kacper