Marcin
Dystans całkowity: | 672.60 km (w terenie 92.70 km; 13.78%) |
Czas w ruchu: | 28:03 |
Średnia prędkość: | 23.98 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.70 km/h |
Suma podjazdów: | 4539 m |
Maks. tętno maksymalne: | 190 (106 %) |
Maks. tętno średnie: | 155 (86 %) |
Suma kalorii: | 1187 kcal |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 84.08 km i 3h 30m |
Więcej statystyk |
Kamień Kosowa z Marcinem
d a n e w y j a z d u
77.80 km
0.00 km teren
02:50 h
Pr.śr.:27.46 km/h
Pr.max:65.60 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:419 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida 904
data startu 21.09.2013 13:00
Pojechałem sobie dzisiaj przy pięknej słonecznej pogodzie znowu na Łączany.
Po drodze przed Kamieniem spotkałem Marcina
Pojechaliśmy dalej razem. Marcin z wiatrem ciągnął pod 40km/h i poprowadził wokół Skawiny na górki gdzie mi na blacie udało się wyjechać tylko wielkim trudem. Dosłownie oparłem się o tą górkę i korb nie mogłem przepchnąć, w końcu wyjechałem żmijkując. Ale jak to sprytnie rozegrał bo kawałek przed podjazdem odpalił batonika. Potem zrobił postój by się odciążyć.
Wreszcie podciągnął pod górkę i powiedział "jedź" a kiedy dotarłem do największego nachylenia wbił mniejszą tarczę i tyle go wiedziałem. Ciągle muszę się uczyć.
Kategoria 2013 Merida 904, Marcin
Ustawka Rowerowanie
d a n e w y j a z d u
18.70 km
18.70 km teren
01:21 h
Pr.śr.:13.85 km/h
Pr.max:30.50 km/h
Temperatura:12.0
HR max:190 (106%)
HR avg:155 ( 86%)
Podjazdy:300 m
Kalorie: 1187 kcal
Rower:Kross Level A6
rodzaj zawody : XC
data startu 13.10.2012 10:34
Za późno, za mało snu w tygodniu, za mało płynów w bidonie, przede wszystkim za ciepło się zrobiło jak wyjechałem było chmurnie i 10 st.C a potem znacznie więcej. Na trasie zaliczyłem otb i wracałem się przeszukując trasę by odnaleźć komórkę i dokumenty. Chwilę później spadł mi bidon. Zacząłem znowu jako ostatni ze stratą do przedostatniego jakieś może 3-4min. Versus urwał łańcuch więc się nie dowiemy co by było. Marcin zniknął mi z pola widzenia. A powalczyłbym, szkoda się mówi. No ale kiedy ja się nauczę wreszcie ...
Z innej beczki zawsze mnie to interesowało bo odczucia to jedno a fakty to drugie czyli jakie to jest naprawdę obciążenie taki start. No i ciekawa sprawa:
avg 155
max 190
strefy 123/155 niestety miałem tą wyznaczoną kiedyś
in 00:05:06
b 00:12:00
a 01:10:11
1187KCal - totalna bzdura
exe 01:27:17
a skoro brak precyzyjnych stref to trzeba liczyć i wychodzi: 161,9
czyli wiedząc jak to działa jest jasne, że było dobrze ponad 162.
Kategoria .Grupa osób, .Starty, wyścigi, rajdy, 2012 Kross Level A6, Furman, Hinol, Marcin, Marcus, MiśQ, UMaciek, Versus
VIII Tour de UEk - Kraków 2012
d a n e w y j a z d u
18.40 km
3.00 km teren
00:54 h
Pr.śr.:20.44 km/h
Pr.max:34.30 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
VIII Tour de UEk - Kraków 2012
data startu 03.06.2012 10:45
VIII Tour de UEk - Kraków 2012 Na starcie byłem w ostatniej chwili, podziękowania dla uprzejmej pani, która zechciała jednak przyjąć mój wpis. Ludzie w większości byli już ustawieni na starcie. Numerek przypiąłem gdy sędzia odczytywał nazwiska. Start poszedł mi znacznie lepiej niż 2 lata temu. Wtedy w ogóle nie wiedziałem co się dzieje i z miejsca wylądowałem gdzieś w dalszej części stawki a tu po starcie jakoś tak poszedłem pierwsze winkle, że zyskałem jeszcze kilka dodatkowych pozycji. Z tyłu wzięło mnie kilku mocniejszych, którym start nie poszedł, ja też jeszcze wziąłem może dwie osób no i chyba jechałem gdzieś +/- na nieco tylko lepszej pozycji niż finalna ale po jakichś 3-4 kółkach stwierdziłem, że wyraźnie mam ogonek a było z nim tak. Za mną jechał jakiś człowiek, potem jeszcze 2-3 a za nimi Zieloni w tym Versus. Wyraźnie mieli trudności z szybkim powyprzedzaniem tylu osób, które jednak wyraźniej wolniej od nich jechały. Jak tylko stwierdziłem, że puszczę kogoś by się na mnie nie woził z planem, że jak się zmęczy łatwiej wyprzedzę i utrzymam już pozycję z tyłu nastąpiły przesunięcia, ktoś poszedł trochę do przodu a Zieloni zdołali dojść mnie i ponieważ nie próbowałem nic się bronić wzięli mnie i jechali przodem, Na prostej widziałem, że coś uzgodnili no i zaraz był efekt bo podciągnęli do przodu. Wyraźnie też ich hamowałem na drzewach gdzie mi zwyczajnie nie szło. Nie objechałem tej trasy, rok temu nie jechałem a ogólnie niczego takiego nie mam okazji jeździć. Teraz na tych miejscach zacząłem mocno tracić i w pewnym momencie obaj byli przede mną. Ustaliłem sobie ich za mój punkt odniesienia by widzieć co jest grane. Ktoś tam w międzyczasie wyprzedził mnie na uszosowionym mtb ale zaraz zobaczyłem, że na ostrym skręcie na rogu budynku zaliczył upadek. Chwilę potem znowu mnie doszedł i wyprzedził ale wkrótce zaliczył gumę na tył co było symptomatyczne tego dnia już go na trasie nie widziałem. Zieloni byli tymczasem już dość daleko a ja nie miałem z tyłu chwilowo nikogo, z przodu tylko ich więc był czas by się skupić na tych krętych winkielkach. Zacząłem brać je szczerzej, składać się tam gdzie było nachylenie, więcej korzystać z trawy. Stopniowo się też przy tym rozgrzewałem i zacząłem odzyskiwać to co straciłem. Jechało mi się coraz lepiej i w sumie stopniowo odzyskiwałem to co straciłem głównie do Versusa ale do kolegi przed nim również. Versus się bronił zaciekle i obronił o 1-2sekundy. Nie zaliczyliśmy dubla ale to tylko dlatego, że najmocniejsi rzeczywiście pojechali w elicie. Z naszymi czasami okrążenia mieli byśmy co najmniej po 2-3. Tym razem wyścig bardzo mi się spodobał i odczucie to narastało po każdym kółku choć nie wiedziałem ile ich mam jechać i dopiero przed wjazdem na ostatnie się dowiedziałem, że już blisko. Filmik powstał dzięki Marzenie, która głównie mnie filmowała aż się zacząłem przy montowaniu wycinać bo w końcu bez przesady. Inny też są jest też solidny ślizg jaki zaliczył ktoś w pobliżu mety wkrótce po wjeździe na okrążenie. Po wyścigu krótki rozjazd. 16miejsce
Kategoria .Filmowe relacje, .Starty, wyścigi, rajdy, Marcin, Versus
Skandia Maraton Kraków
d a n e w y j a z d u
60.50 km
45.00 km teren
02:49 h
Pr.śr.:21.48 km/h
Pr.max:52.80 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:780 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
W dniu dzisiejszym wypadł maraton w Krakowie. Ze względu na to, że coś takiego staje się powoli coraz większą rzadkością postanowiłem wziąć w nim udział. Pojechaliśmy na miejsce z Gienkiem, który planował start w mini. Błonia zastawione niemal w całości, jak tylko znaleźliśmy pod koniec wolne miejsce na auto ostatnie luki już się zapełniały. Numerki pobrane dzień wcześniej na Skandii nie gwarantują spokoju przed startem. Wszystkie sektory oznacza taka sama tabliczka zielonego koloru. No bez przesady a jak ktoś nie jest regularnym uczestnikiem to skąd ma wiedzieć co i jak. Wokół kręciło się conajmniej kilkudziesięciu podobnie jak ja niepewnych gdzie co i jak. W końcu patrząc na numerki innych i pytając ustawiłem się a spiker po chwili potwierdził dobry wybór wyliczając kto w którym sektorze. Czekamy, słońce grzeje, w każdym sektorze luzy, wygląda w sumie jakby po kilkadziesiąt tylko osób stało. No tak ale jak zaczyna się puszczanie ludzi to na skutek sporej liczby sektorów trochę się to ciągnie. Za to po starcie nie ma tragedii natomiast już na pierwszej górce w terenie w Wolskim Lesie jest. Staje się to symptomatyczne wręcz, że na każdym stromym podjeździe spora część by nie rzec większość idzie zamiast jechać. Również wszelkie techniczne utrudnienia pokonywane są jakby bez zapału. Jedziemy i tasujemy się z ludźmi, chwilami oni są szybciej chwilami ja wyprzedzam. Może te wszystkie koszulki mi się mieszają swoimi kolorami. Numerki rozpoznaję nieco później kiedy już regularnie się zmieniamy. Faktycznie wychodzi na to, że jak zwykle stopniowo wyprzedzałem więc to odczucie z początku musiało być mylące. Resztki infekcji wirusowej niestety jeszcze działają. Nie czuję siły jak należy, idzie to trudno i ciężko a po ok 1h jazdy wydaje mi się wręcz, że mało mam pod butem. A tu w międzyczasie przy trasie pojawia się Marcin z zapałem na filmowanie i kilometrami jedzie wyprzedzając i zostając by z różnych ujęć nakręcić czy zrobić fotki. Ja tu próbuję łapać rytm, idzie mi ciężko a co górka ten lekko nas wyprzedza, formalnie przy tym dołując otoczenie i rzuca: "dajesz Jacek", "dawaj pod tą górkę" i inne podobne i tak od Aleksandrowic po Kleszczów gdzieś pewnie. No ale wszystko co dobre musi się skończyć więc nawet i Marcin w końcu odpuszcza a ja tymczasem dalej się męczę. Trochę też mniej piłem niż trzeba i zacząłem odczuwać początki kurczy ale częstsze sięganie do rurki bukłaka pomogło. Kręcenie na niskiej kadencji, chwilami konieczne w zmianach nachylenia czy zakrętach nie idzie tak lekko jak powinno. Siłownię odstawiłem kilka już tygodni temu a poza tym choróbsko się odzywa. Mam gdzieś po 2h takie fazy kiedy wkręcam się chwilę na dobry rytm i na wyższej kadencji kręcę mocno co daje mi parę dodatkowych pozycji ale poza tym są też długie fragmenty gdzie mnie przytyka, nawet nie mam możliwości jakoś się rozruszać i przyspieszyć oddechu. Były trudności w ogóle by wyczuć na co sobie mogę pozwolić. No i jeszcze ten teren. Ogólnie ciekawych podjazdów i zjazdów jak wiadomo jest na tym maratonie nie dużo. No więc początek puszczy Dulowskiej. Myślę sobie "pewnie będzie szutrówką" ale nie, ku mojemu zaskoczeniu dajemy prosto na stromy może nie tak bardzo ale rozwalony w zeszłym sezonie sprzętem leśniczym, prosty zjazd. Środkiem trochę rynna nie do użytku a bokiem, korzenie, kamienie, gałęzie po ścinkach no i owo rozkopanie. Już z dala widać niebieskie sygnały. Stoją tam motocykle ratownicze, policja i niebiosa wiedzą kto jeszcze na wypadek wypadku. Wcześniej z prawej obsługa ostrzega by hamować. Pokiwałem głową i odkrzyknąłem, że wiem co mnie czeka ale pojechałem swoje. To było najsilniej "bronione" miejsce ale w sumie kilka zjazdów widziałem z siedzącymi na nich ratownikami i jak rozmawiałem potem z kilkoma osobami na mecie w sumie wszystkich takie widoki mroziły. Może to dobrze, niech sobie przesadzają ale jak to ma być upowszechniony sport (a dobrze by było) to za tą akcję plus. Niestety na tych niewielu zjazdach i podjazdach plus technicznych odcinkach nie zawsze można było jechać bo jak zauważyłem różnie ludzie jechali. Było kilku, którzy w charakterystycznych sposób na ostro brali podjazdy i jeśli były krótkie sporo mi odchodzili jeśli długie to zostawali na dłużej z tyłu. Inni dawali mocno na krótkich zjazdach gdy było widać przeciwległy podjazd. Ogólnie jednak prawie wszystkie takie ciekawsze miejsca gdzie miałem towarzystwo a była to większość musiałem częściowo przejść bo poprzednicy w dziwnych miejscach się zatrzymywali, większość nawet nie próbując podjąć próby podjechania. Nie pomagało wołanie "nie hamuj zaraz podjazd", czy "to się da zjechać". Potem mnie gonili i wyprzedzali więc powiedziałbym tak: wczoraj (dzień wcześniej) był maraton w Złotym Stoku. Kolega Leszek tam pojechał i z grubsza było tak jak podejrzewałem, że będzie. To znaczy długie podjeżdżanie i techniczne zjazdy. Gdyby tego więcej było tu w Krakowie, a mogłoby spokojnie być, to całkiem inaczej ułożyła by się stawka bo tak jak większość jechała spokojnie mogliby wziąć rowery przełajowe albo nawet szoski ;-) Pogoda dopisała, było poprostu prześlicznie, ubłociłem się w sumie w jednej kałuży, w którą tak się złożyło, że wjechaliśmy grupą i błoto zdołało od sąsiada strzelić mnie pod okulary z prawej w oko! plus było sucho i kurzyło się. Charakter trasy był taki, że mocny wiatr z zachodu wpłynął na pewno na szybszy powrót. Na końcówce przed Wolskim przy cmentarzu na Bielanach po podjeździe zdałem sobie sprawę z tego, że trzeba powalczyć o pozycję bo trochę ludzi przede mną blisko jedzie. Od Obserwatorium udało mi się do Kazamaty dotrzeć tak, że wyprzedziłem wszystko co się dało, tył mnie nie gonił przód nie był widoczny no więc jadę sobie spokojnie z postanowieniem by się nie dać ew. na zjeździe ale to przecież będzie słychać więc nikt mnie nie zaskoczy. No to jadę. Trochę dropów, poszedłem je trochę szybko ale opanowuję i niestety ku mojej konsternacji z tyłu słyszę wyraźnie pracę zawieszenia. Ktoś mnie dogania a ja tu ledwo ten zjazd przeżyłem! no co jest? Daję na ostatnim fragmencie, składam się też w dwa zakręty najlepiej jak potrafię by tu nie stracić zakładając, że teraz to już asfalt i płasko więc jak to nie jest czołówka giga to się nie dam choćbym do sprintu przed metą musiał się czarować. Zerkam w bok gdy po skręcie ścieżka w lesie jest tuż obok za taśmą i mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Faktycznie dogania mnie czołówka giga ale to nie zawodnik tylko motocykl robił sobie dystans i podgonił na zjeździe. Kurcze uciekałem motocykliście ! to jest już chore. Na wałach dochodzi mnie ktoś z giga a ja spokojnie patrzę co przede mną. Kogoś tam łyknąłem ale jedziemy z wiatrem ok 35km/h a nogi są już takie ciężkie. Szanse są zerowe. Wjazd na Błonia i do finiszu. No i taki widok mi przelatuje przed oczyma. Człowiek przede mną chwilę temu jeszcze chyba 50-70m teraz jest tylko kilkanaście i co ciekawe przejeżdża przez ulicę tak: pierwszy krawężnik płaski, drugi stromy uderza tyłem, płyty przy trawie to samo. Musiało go to spowolnić. Na mnie podziałało jak płachta na byka. Z asfaltu zrobiłem baniego na chodnik, z chodnika zdążyłem zrobić baniego na trawę i zjazd. Wszystko prawie bez straty prędkości i gazu za nim. Doszedłem go, przed nim kilka metrów następny, cisnę do każdego wołając "finisz: by zachęcić do walki o miejsce. Niby brak reakcji ale jeden z nich ruszył za mną. Skandia zrobiła mnóstwo tasiemek na Błoniach więc my po tych okropnie wertepiastych pozostałościach kretowin walczymy ze sobą a ja widzę jakieś 20m conajmniej z przodu jeszcze jedną ofiarę ale nie ma szans przecież już tak blisko, jeszcze tylko zakręt. Ledwo już oddycham, obrotomierz wyskoczył za skalę chyba już przy pierwszym z dwóch za mną. A tu zakręt i jeszcze za nim wyłania się kolejny więc jestem bliżej a meta ciągle daleko, wchodzimy w ostatni prawy łuk, jadę szerzej lewą, spodziewam się walki więc dwa biegi niżej i cisnę resztki z resztek. Odpuścił i zostawiam go za sobą dobre 10m. Na mecie ciężko dysząc dziękuję za walkę. Podjeżdża jeden z wcześniej wyprzedzonych mówi, że próbował odzyskać pozycję i gonił po czym kładzie się i leżąc dyszy, łapią go kurcze. Taki finisz mi się podoba. Maraton jest jaki jest ale rywalizacja poprawia wszystko. Chwilę rozmawiamy, oddech się uspokaja, z tyłu ogłaszają kolejnego gigowca na mecie. Podjeżdżam zerknąć, oglądam sklepiki, tradycyjnie szukając spodenek 3/4, mineralna, banany, poczęstunek (bez rewelacji). Rundka wokół Błoń by nie zastygnąć i do auta. W drodze do domu pierwsze kropelki deszczu.
Skandia Maraton Kraków
2:49:43, 125open/370, 120M/K, 17M4/52, 207(42:38)I-mczas
data startu 06.05.2012 11:10
czas zwycięzcy 2:03:28 Kowalczyk Michał
http://youtu.be/PjQ4M35sCYY
http://youtu.be/sE1fu2yiXF4
... i jeszcze film od Marcina
http://www.endomondo.com/profile/2880032
w który dosłownie wplótł spory kawałek wspólnej jazdy
&feature=player_embedded#!
.. normalnie jak jakiś pro mam własny filmik z wyścigu bo podążała za mną jednoosobowa ekipa filmowa. Dziękuję Marcinie!
Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2012 Kross Level A6, .Filmowe relacje, Kacper, Leszek, Marcin
Krk-Skawina-Kalwaria-Maków-Pcim-Siepraw-Krk
d a n e w y j a z d u
155.70 km
0.00 km teren
06:29 h
Pr.śr.:24.02 km/h
Pr.max:69.70 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1600 m
Kalorie: kcal
Rower:Romet Sport
data startu 17.03.2012 09:40
Tak, ubrany byłem dzisiaj ciągle jeszcze na zimowo. Miałem taką cichą nadzieję, że w górach będzie leżał śnieg i wtedy zrobi się zimno. Guzik z tego wyszło. Śnieg leżał co prawda ale powiewy zimna dały tylko tyle, że w Bieńkówce pod sklepem Furman i Lucio siedzieli w słońcu przyjemnie się wygrzewając a ja w cieniu próbując trochę się schłodzić. Versus zaraz za Tyńcem chciał rozsądnie odpuścić ale trochę się wszyscy zmitygowaliśmy i namówiliśmy Go by jechał z nami tak więc w sumie On i Marcin odpuścili dopiero przed Kalwarią.
No to kilka może faktów w małym zestawieniu bo po co opowiadać znowu coś co Furman dobrze opisał:
- mój licznik zanotował 6h29min obracania się koła a track gps tylko 6g 2min
co jest grane zapytacie? dla kategorii szosa mam dolny limit 5km/h
po odliczeniu 2min zostaje 25min podjazdów z prędkością dla gps'u niższą niż min. to właśnie moje przełożenie 40x23 na starych 27calach coś jak 28 dzisiaj, gdybym nie próbował "nadążać" za tymi wycinakami wszystko bym podjechał i to >5km/h bo w zeszłym roku mi się nic nie wyłączało a tak pod Makowską prowadziłem jakieś 100m (2min) a tempo jazdy było właśnie takie .. (żmijka z czarowaniem to dla tracka <5km/h),
- do Kalwarii było ok, od Kalwarii czekali bo urywali mnie na każdym dłuższym podjeździe, a od Myślenic to dosłownie na każdym,
- od Tokarni aż do Myślenic chłopaki lecieli ogólnie 40km/h + i miejscami wzdłuż Zakopianki podkręcali jeszcze, (patrz profil prędkości),
- prawie nic nie sfilmowałem, wyjęcie aparatu na zjeździe = samobójstwo Vmax=69,7 ponad 6dych regularnie, lub zakręty, na prostym tempo albo już są daleko i nic nie widać, a jak trzymam koło i wyjmę to już się urwałem, powstało więc streszczenie 4minutowe
&list=UUlICzv-IeYbXnZlJNSgDI0g&index=1&feature=plcp
- w sumie przejechał bym sam tą trasę w podobnym tempie +/-0,5km/h wysiłek na pogoni dobijał skutecznie psując podjazdy,
- dobra trasa, piękna pogoda, super widoki, solidne towarzystwo, 155,7km-6h29min- przewyższenia >1600m,
- na koniec trzeba to przyznać macie cierpliwość Panowie, żeby się tyle naczekać na kogoś a tak to jest jak ktoś nie zostawia a Furman nie zostawia i jak ktoś nie odpuszcza a ja nie odpuszczam choćbym miał paść.
Kategoria 2012 Romet Sport, 2012 wytrzymałość, Furman, Marcin, Versus, Lukcio, .Filmowe relacje
Kalwaria-Stryszów-Wadowice-Babice-Jeziorzany
d a n e w y j a z d u
129.50 km
0.00 km teren
05:10 h
Pr.śr.:25.06 km/h
Pr.max:56.80 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Romet Sport
data startu 10.03.2012 11:07
Marcin napisał proponując trasę wspólnie z Versusem i wybraliśmy się pomęczyć trochę również na górkach. Z Tyńca przez Skawinę dotarliśmy na Kalwarię. Dalej pojechaliśmy na Stryszów i na Wadowice. Za Wadowicami Marcin na prostych trochę dodawał. Dobrze, że odpuściłem tą koszulkę z polaru bo bym się zagotował a tak było super. Niestety na górkach jak to w lecie brakowało mi biegów co uwidacznia się szczególnie na południu. Deptanie na każdym nieco bardziej stromym podjeździe szybciej doprowadza do zmęczenia. Ogólnie bardzo udana trasa, przy mocnym wietrze z zachodu ogólnym zachmurzeniu, spoza którego przebijało słońce.
PS. Dwa razy wyłączyłem licznik więc gdzieś mi uciekło trochę trasy.
&list=UUlICzv-IeYbXnZlJNSgDI0g&index=1&feature=plcp
Kategoria Marcin, Versus, 2012 wytrzymałość
Pychowice ustawka
d a n e w y j a z d u
41.70 km
23.00 km teren
02:30 h
Pr.śr.:16.68 km/h
Pr.max:44.70 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:170 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
data startu 29.10.2011 09:51
Ustawka w Pychowicach zorganizowana przez Macia z www. rowerowanie.pl. Wsparcie organizacyjne otrzymał również od osób z "rowerowania", czyli od Zielonych. Ustawka to ma być taki spontan. Kiedy nieco spóźniony przybyłem na miejsce okazało się, że ludzie się wycieczkują po okolicy. Wkrótce pierwsza grupka, która poprawiała widocznie coś na trasie powróciła a w chwilę potem przyjechała ekipa kilkunastu osób i zrobiło ok. 30-40 ludzi. Wkrótce jednak okazało się, że to tylko podwiezienie jednego czy dwóch startujących i w końcu po krótkich przekomarzaniach, z jakich wynikało, że sporo osób lubi pracę organizacyjną zapisaliśmy kto i co. Oczywiście takich zapominalskich jak ja było więcej i numerki były może 2-3 tak więc osoby zanotowano po wyglądzie i nicku lub danych. Trochę na tym zeszło no i oczywiście wystygłem. Wreszcie pojechaliśmy na start, który znajdował się kilkaset metrów przez właściwym początkiem okrążenia i zarazem przyszło metą. Start i jedziemy. Oczywiście czołówka wyrwała a ja chwilę jechałem przed Marcinem i Versusem ale to nie był mój rytm oni w innym tempie podjeżdżają i zjeżdżają niż ja. Próbując trzymać tą pozycję spaliłem tyle, że dopiero pod koniec poczułem, że wpadam w rytm i nabieram na powrót tempa co oczywiście było za późno. W efekcie czego przed końcem pierwszego kółka i prawie całe drugie byłem w stanie bliskim spadnięcia z roweru. Na początku trzeciego kółka tracąc kilkanaście sekund do Marcina zacząłem jechać w miarę normalnie. No to małe podsumowanie. Mając na uwadze moje absencje rowerowe i trudności ze spaniem przy kompletnie rozwalonym programie tygodnia wyprzedzili mnie wszyscy, którzy musieli mnie wyprzedzić. Tak ma być i jest w porządku. Skoro zdrowie z ledwością pozwala mi pojeździć o tej porze roku na zewnątrz no to czego się spodziewać. Impreza wypadła fajnie, szkoda, że więcej osób się na nią nie pisze. Błota jak wiadomo nie ma nigdzie wcale, nie cały czas jest słonecznie ale opady mamy rzadkie tradycyjnie jak na jesieni i wszędzie jest sucho. Można jeździć, ścigać się coś tam powalczyć ze samym sobą. Mnie się podobało. Buli na 10 sek przed wjazdem na ostatnie kółko zafasował mi dubla w pięknym stylu przelatując obok jak rozpędzona lokomotywa. Nie próbowałem się bronić przed tym dublem choć Go widziałem, że się zbliża bo nie chciałem się spompować mając złudną nadzieję, że dojdę jeszcze Versusa co oczywiście było bzdurą bo On trzymał swój równy rytm do końca.
Nie trzeba wczoraj było jechać tego treningu a zrobić zaprawkę tylko, no ale nie chciałem marnować dnia.
Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2011 Kross Level A6, .Filmowe relacje, Marcin, Versus
Centrum-Zielonki-Garlica-Imbramowcie-Wolbrom-Pilica-Ogrodzieniec-Klucze-Torks-Ojców-powrót
d a n e w y j a z d u
170.30 km
3.00 km teren
06:00 h
Pr.śr.:28.38 km/h
Pr.max:61.40 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1270 m
Kalorie: kcal
Rower:Romet Sport
Centrum - Zielonki - Garlica Murowana - Imbramowice - Wolbrom - Pilica - Ogrodzieniec - Klucze - Torks - Sułoszowa - Ojców - Prądnik Korzkiewski - Zielonki - Salwator - powrót
Już od kilku dni pasowało mi zrobić jakąś dłuższą traskę i kiedy zobaczyłem jak to Furman na forum www.rowerowanie.pl pisze, że 120-150 i bez jakiejś specjalnej napinki to pomyślałem, że będzie w sam raz. Oczywiście wiedziałem dobrze na co stać Furmana tak więc mając tylko 40/22 do dyspozycji nie dawałem się wypuszczać na żadne lotne premie górskie, których po tym jak Furman odbił z głównych dróg było sporo. Natomiast Marcin się dawał wypuszczać i przez pierwsze 20-30km próbował nawiązywać walkę z Furmanem. Potem zaprocentowało to znacznie większym zmęczeniem u Niego i niechęcią do rozwijania trasy w dalszej części.
Podsumowując Furman był dzisiaj liderem peletonu, zdobywcą wszystkich bonusów punktowych, lotnych premii i czego tam jeszcze, z małymi przerwami prowadził przy tym cały czas a na szosie znaczy to tylko jedno - siła czyli moc była z nim.
Co do pizzy mogę powiedzieć tylko tyle, że jak dla mnie przy wysiłku tłuste pożywienie, które wymaga długiego trawienia to nie jest to. Nawet z tego powodu rozważałem, czy by nie pojechać samemu dalej ale gdy się upewniłem, że zamówienie szybko poszło i nie spędzimy tam nie wiem ile czasu szybko zarzuciłem tą myśl.
Co do tej gumy za Ojcowem to było tak: jakieś 2km wcześniej widząc jak jedziemy pytam czy po tym szuterku. Furman, że spokojnie bo nie będziemy się tam ścigać, po czym jak przyszło do rzeczy zasuwa >30, ja sobie myślę: to nie jest - czy będzie guma - tylko w którym momencie, odpuszczam, tak mi się przynajmniej wydaje. Patrzę a tam dalej 27 na budziku i za chwilę widzę jak obaj prowadzą rowery w szersze miejsce.
Co do trasy to pogoda rewelacja, trasa piękna, aut na niej mało. Mogę każdemu polecić.
Filmik
Dziękuję za wspólną jazdę.
PS. Przejeżdżaliśmy koło rancza Furmana, prawdziwy dziki zachód.
Kategoria 2011 wytrzymałość, 2011 Romet Sport, .Filmowe relacje, Furman, Marcin