jacekddd prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

.Starty, wyścigi, rajdy

Dystans całkowity:767.74 km (w terenie 373.05 km; 48.59%)
Czas w ruchu:42:33
Średnia prędkość:18.04 km/h
Maksymalna prędkość:84.40 km/h
Suma podjazdów:5293 m
Maks. tętno maksymalne:190 (106 %)
Maks. tętno średnie:155 (86 %)
Suma kalorii:1187 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:54.84 km i 3h 02m
Więcej statystyk

2013 Scandia Kraków - medio

  d a n e w y j a z d u 68.00 km 20.00 km teren 03:30 h Pr.śr.:19.43 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:780 m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Sobota, 18 maja 2013 | dodano: 21.05.2013

2013 Scandia Kraków - medio
data startu 18.05.2013 11:10
pogoda słonecznie
temperatura 21 °C
opis Scandia w Krakowie. Niestety jest to ostatni cykl, który jeszcze nasze miasto odwiedza. Przy wszystkich więc widocznych mankamentach, które zależą w dużej mierze od punktu widzenia konkretnego uczestnika, nadal jest to ten jedyny start w Krakowie i mieszkając tutaj, jeżdżąc na rowerze, sądząc nawet bardzo subiektywnie, że się próbuje robić to dla kondycji trzeba tu ten start pojechać bo to jedyna okazja żeby się sprawdzić. Trochę w tym sezonie się mi to nie układa. Otóż jesienią kolejne próby rozruszania Marzeny doprowadziły do odkrycia, że być może to bieganie jest drogą wyjścia z sytuacji, w której jak dla większości naszego społeczeństwa ruch fizyczny jest trudnym tematem. Jaki to ma związek z marnym czasem na Scandi w tym roku? Ma i to taki, że pełniąc rolę pomocniczą i zapewniając wsparcie również zacząłem coś tam biegać. Jesienią i zimą to było raz w tygodniu a i to z przerwami na infekcje a potem okazało się, że skoro biegnę sobie bez większych trudności 10km to może wystartowałbym w czymś bardziej ambitnym. Były więc półmaraton a potem maraton w Krakowie. Wszystko to wskoczyło w treningi i popsuło ich rytm zupełnie zwłaszcza maraton. O ile sam maraton w sobie nie uznał bym za jakiś problem to trudności z regeneracją po nim zmieniają postać rzeczy. Bo jak można dobrze trenować, startować i regenerować się jeśli sypia się mało, lub nieregularnie a po wysiłkach jest trudność by działać w jakimś zdrowym rytmie. No ale sam sobie jestem winien tak więc pojechałem w imprezie mając zaledwie 1,4kkm przejechane i ok 170km przebiegnięte. Wiedziałem, że będzie gorzej, może nie tak znowu wiele ale musi być i to nawet jeśli bieganie wspiera wydolność bardziej niż inne sporty. Scandia rozpakowałą się na Błoniach z rozmachem i o ile system startu można uznać za dość dobry o tyle rozplanowanie trasy, jak wszyscy chyba chyba w Krakowie zdają sobie z tego sprawę, pozostawia sporo do życzenia. Problemem jest specyfika miasta z dużą liczbą startujących, połączona z typowym składem uczestników Scandi nastawionych na niewymagający profil wysokościowy. Tłumacząc z polskiego na nasze oznacza to, że nie można puścić trasy z podjazdami w Wolskim tak by wyszło nazbyt dużo podjazdów, przez to zawęża się możliwość dokonania selekcji na początku trasy i stąd korek. Nie ma podjazdów więc na pierwszym wszyscy zbijają się w wielki korek i tak też było. Takiego korka nigdy jeszcze tam nie widziałem tj. na żadnym starcie w Krakowie i chyba w ogóle na żadnym starcie. Alternatywą byłoby zwiększenie chyba o 30% przewyższeń dla dystansu mini i odpowiednio dla pozostałych. Początek szedł niestety wolno i na pierwszym pomiarze czasu miałem 380 poz. nic zresztą dziwnego skoro z tyłu rzekłbym do 300 miejsca generalnie podjazdy prowadzono więc na singlu w Wolskim wyszła mi kilkuminutowa strata czasu i prawie brak możliwości wyprzedzania za to wszystko co tam udało się zyskać to chyba dzięki właśnie bieganiu i to bokiem. Po Wolskim nastąpiło odkorkowanie się trasy zupełnie i odtąd każdy mógł jechać swoim rytmem a rytm ten był dziwaczny. Miałem ten mały problem, że błędna regulacja pozbawiła mnie trzech najszybszych biegów ale jeszcze na tym etapie z jazdą pod wiatr nie dało się tego zobaczyć. Dziwaczny rytm był natomiast wokół, praktycznie bowiem wszyscy jechali dużo szybciej na płaskim niż podjazdy. Byłem jednak na tyłach i póki co wyprzedzałem z wolna na płaskich odcinka i zdecydowanie na podjazdach. Potem, sądzę, że gdzieś za Brzoskwinką gdzie dogoniłem Leszka i na podjeździe odzyskałem sporo pozycji trafiłem pomiędzy ludzi nieco szybszych, sytuacja ukazała mi się z całą wyrazistością. Doganiałem i wyprzedzałem otoczenie wolniej bo o ile podjazdy młynkowano lub pchano o tyle na zjazdach większość dość gabarytowej klienteli Scandii parła niesiona grawitacją ostro w dół a ponieważ podjazdów było jak na lekarstwo wspinanie po pozycjach się na nielicznych szło z wolna. Sam sobie jestem winien jak to się mówi a moje przewinienia wyliczę dobitnie na koniec. Cieszę się z tego, że impreza jest, że choć tyle ma podjazdów, cieszył bym się z każdego kolejnego bo było by ciekawiej. Nawet jeśli puściliby potem zjazdy łatwiejszymi ścieżkami by zmniejszyć ryzyko dla uczestników, co jak sądzę po tym jak wolno zjeżdżano, byłoby dobrym wyborem to i tak uczyniono by trasę ciekawszą. Na sam koniec gdy wjechałem na Błoniach ostro chwilę po wyprzedzeniu trzech innych finiszujących złapałem gumę jednak na moje szczęście powietrze zeszło gdy przekraczałem bramki tak więc miałem szczęście bo gdyby tak meta była np. w dalszej części Błoń finisz byłbym miał z buta. Co do moich własnych przewinień to: bezpośrednio po maratonie należało zrobić cały tydzień zupełnego odpoczynku, usystematyzować i to już wcześniej harmonogram dnia, uważniej przyjrzeć się rowerowi tak bym jednak mógł kręcić szybciej niż do 30 w terenie i 35km/h na szosie, no i zrobić porządnie bazę czyli patrz punkt drugi. Udział w tej imprezie pomimo wszystko ucieszył mnie a wynik i reszta to w zasadzie godne rozważań ale w gruncie rzeczy tylko szczegóły wobec możliwości rywalizacji tego pięknego dnia.


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2013 Kross Level A6

Ustawka Rowerowanie

  d a n e w y j a z d u 18.70 km 18.70 km teren 01:21 h Pr.śr.:13.85 km/h Pr.max:30.50 km/h Temperatura:12.0 HR max:190 (106%) HR avg:155 ( 86%) Podjazdy:300 m Kalorie: 1187 kcal Rower:Kross Level A6
Sobota, 13 października 2012 | dodano: 13.10.2012

rodzaj zawody : XC
data startu 13.10.2012 10:34
Za późno, za mało snu w tygodniu, za mało płynów w bidonie, przede wszystkim za ciepło się zrobiło jak wyjechałem było chmurnie i 10 st.C a potem znacznie więcej. Na trasie zaliczyłem otb i wracałem się przeszukując trasę by odnaleźć komórkę i dokumenty. Chwilę później spadł mi bidon. Zacząłem znowu jako ostatni ze stratą do przedostatniego jakieś może 3-4min. Versus urwał łańcuch więc się nie dowiemy co by było. Marcin zniknął mi z pola widzenia. A powalczyłbym, szkoda się mówi. No ale kiedy ja się nauczę wreszcie ...
Z innej beczki zawsze mnie to interesowało bo odczucia to jedno a fakty to drugie czyli jakie to jest naprawdę obciążenie taki start. No i ciekawa sprawa:
avg 155
max 190
strefy 123/155 niestety miałem tą wyznaczoną kiedyś
in 00:05:06
b 00:12:00
a 01:10:11
1187KCal - totalna bzdura
exe 01:27:17
a skoro brak precyzyjnych stref to trzeba liczyć i wychodzi: 161,9
czyli wiedząc jak to działa jest jasne, że było dobrze ponad 162.



Kategoria .Grupa osób, .Starty, wyścigi, rajdy, 2012 Kross Level A6, Furman, Hinol, Marcin, Marcus, MiśQ, UMaciek, Versus

Cyklokarpaty - Koninki - mega

  d a n e w y j a z d u 53.00 km 40.00 km teren 04:20 h Pr.śr.:12.23 km/h Pr.max:84.40 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2000 m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Sobota, 21 lipca 2012 | dodano: 21.07.2012

Cyklokarpaty - Koninki - mega
data startu 21.07.2012 11:00
czas jazdy 04:20:00
Cyklokarpaty. Pojechałem na ta imprezę bo Leszek stwierdził, że trenuję a nic nie startuję podczas gdy on nic nie trenuje a ciągle gdzieś startuje. Dojechaliśmy w regularnym lekkim opadzie deszczu przy temperaturze 14st.C.Wypakowaliśmy się numerki, krótkie dywagacje w co się wbić. Wybór w tych warunkach padł na bluzę na chłodne dni. Ustawiamy się, ludzi niewiele. Tuż przed startem sklejono sektory i dobrze. Zresztą to nie miało żadnego znaczenia bo kto był mocny pojechał kto słaby został no i jeszcze ludzie mieli sporo problemów sprzętowych.Moje nadzieje na w miarę płynną jazdę legły w gruzach kiedy wyszło na jaw, że przód chodzi w tych warunkach jak w Zabierzowie. Wyobrażałem sobie że skoro góry to szlaki, korzenie, igliwie i kamienie. Z tego wszystkiego kamienie były najmniejszym problemem, korzeni było może kilkaset metrów w sumie natomiast spore odcinki podjazdów szły polnymi drogami rozjeżdżonymi przez traktory gdzie w kałużach czaiły się na nieostrożnych dziury mieszczące rower gdzieniegdzie prawie do ramy. Około 3-4 km okulary stały się nieprzydatne, ok. 11km wysiadł licznik i czas jakiś działał z przerwami a dopiero po pewnym czasie ponownie się włączył. Zaliczyliśmy trochę zjazdów ale on pokazuje vmaks=84,4km/h więc mam poważne wątpliwości co do tych wartości. Błota zatrzęsienie.Było dosłownie tylko jedno miejsce gdzie zsiadłem sam ze względu na stromiznę. Cała resztą była praktycznie do podjechanie i do zjechania ale nie przy tym błocie. Na dodatek na 20km licznikowo (w więc pewnie 22-24) hamulec przedni wysiadł. Miałem podejrzenia, że mogę spróbować go wzbudzić pompując klamką przed zjazdami i powtarzałem tą czynność. Całkiem zaciśnięta klamka przodu dawała bardzo lekką pracę hamulca nieprzydatną na największych stromiznach gdzie był najbardziej potrzebny. W miejscach gdzie w lesie były naprawdę strome zjazdy i można było obok rynny z kamieniami jechać gdy brakowało mi hamulaca tylnego wjeżdżałem specjalnie w rynnę bo na kamieniach rower lepiej tracił prędkość i przy dodatkowym obciążeniu dla rąk dało się jechać. Jeden odcinek, który wymijał rynny w części zszedłem, razem może jakieś 100m. Obawiałem się, że jak mnie rozpędzi na tym pomielonym błocku to nie będzie dało się kontrolować roweru. Niestety spora część stromych podjazdów prowadziła drogami polnymi gdzie tylko ok pół do metra szerokości było zdatne do użytku. Każdy musiał tym wąskim szlakiem podążać więc był zryty tak, że o uślizg było nietrudno. W tych warunkach stop oznaczał prowadzenie. Tak więc podprowadziłem sobie kilka razy po kilkadziesiąt metrów raz ok 100m i raz naprawdę konkretnie chyba z 200-300m gdzie patrzyłem jak moje nogi poruszając się miarowym rytmem z każdym krokiem do przodu jednocześnie osuwają się w błotnej mazi 10-20cm w dół. Poruszałem się brnąc i cofając jednocześnie. W tym czasie rozważałem jak wziąć to miejsce czy tamto. Pod koniec deszcz ustąpił i zrobiło mi się za ciepło. Licznik pomimo przestojów pokazywał już końcówkę a na jednym z siodeł gdzie w sumie warunki były znośne pomyślałem sobie, że zaczyna mnie to nudzić. Niedługo potem na szczęście był końcowy asfalt no i meta. Małe oglądanie fragmentów koronacji. Zimno, bo na dole mgła i znowu lekki deszczyk oraz niższa temperatura. Coś mokrego, coś do jedzenie, myjka, przebieranie z wysiłkami by nie ubabrać wnętrza auta no i relaksujący powrót do domu. Czy mogłem gdzieś jechać 84km/h ? Może mogłem .. były łączniki asfaltowe, wpiszę najwyżej się poprawi. Z innych rzeczy były tony błota w różnych kolorach, zapachach o różnym pochodzeniu i domieszkach, kilka razy jakiś tartak, skład materiałów sypkich, jedna rzeka - zupełnie przejezdna (serio, może to dziwić ale w tych warunkach przejazd przez rzekę to był relaks) no i na mecie masa żarcia bo tylko twardziele (czytaj wariaci kompletni) nie wymiękli (pogięło ich) i pojechali.

51open 4 w kat MM4 nr 899 na 1pkt 01:46:02.47 finisz 04:46:39.56 pkt 298 250


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2012 Kross Level A6, 2012 wytrzymałość

VIII Tour de UEk - Kraków 2012

  d a n e w y j a z d u 18.40 km 3.00 km teren 00:54 h Pr.śr.:20.44 km/h Pr.max:34.30 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Niedziela, 3 czerwca 2012 | dodano: 04.06.2012

VIII Tour de UEk - Kraków 2012
data startu 03.06.2012 10:45
VIII Tour de UEk - Kraków 2012 Na starcie byłem w ostatniej chwili, podziękowania dla uprzejmej pani, która zechciała jednak przyjąć mój wpis. Ludzie w większości byli już ustawieni na starcie. Numerek przypiąłem gdy sędzia odczytywał nazwiska. Start poszedł mi znacznie lepiej niż 2 lata temu. Wtedy w ogóle nie wiedziałem co się dzieje i z miejsca wylądowałem gdzieś w dalszej części stawki a tu po starcie jakoś tak poszedłem pierwsze winkle, że zyskałem jeszcze kilka dodatkowych pozycji. Z tyłu wzięło mnie kilku mocniejszych, którym start nie poszedł, ja też jeszcze wziąłem może dwie osób no i chyba jechałem gdzieś +/- na nieco tylko lepszej pozycji niż finalna ale po jakichś 3-4 kółkach stwierdziłem, że wyraźnie mam ogonek a było z nim tak. Za mną jechał jakiś człowiek, potem jeszcze 2-3 a za nimi Zieloni w tym Versus. Wyraźnie mieli trudności z szybkim powyprzedzaniem tylu osób, które jednak wyraźniej wolniej od nich jechały. Jak tylko stwierdziłem, że puszczę kogoś by się na mnie nie woził z planem, że jak się zmęczy łatwiej wyprzedzę i utrzymam już pozycję z tyłu nastąpiły przesunięcia, ktoś poszedł trochę do przodu a Zieloni zdołali dojść mnie i ponieważ nie próbowałem nic się bronić wzięli mnie i jechali przodem, Na prostej widziałem, że coś uzgodnili no i zaraz był efekt bo podciągnęli do przodu. Wyraźnie też ich hamowałem na drzewach gdzie mi zwyczajnie nie szło. Nie objechałem tej trasy, rok temu nie jechałem a ogólnie niczego takiego nie mam okazji jeździć. Teraz na tych miejscach zacząłem mocno tracić i w pewnym momencie obaj byli przede mną. Ustaliłem sobie ich za mój punkt odniesienia by widzieć co jest grane. Ktoś tam w międzyczasie wyprzedził mnie na uszosowionym mtb ale zaraz zobaczyłem, że na ostrym skręcie na rogu budynku zaliczył upadek. Chwilę potem znowu mnie doszedł i wyprzedził ale wkrótce zaliczył gumę na tył co było symptomatyczne tego dnia już go na trasie nie widziałem. Zieloni byli tymczasem już dość daleko a ja nie miałem z tyłu chwilowo nikogo, z przodu tylko ich więc był czas by się skupić na tych krętych winkielkach. Zacząłem brać je szczerzej, składać się tam gdzie było nachylenie, więcej korzystać z trawy. Stopniowo się też przy tym rozgrzewałem i zacząłem odzyskiwać to co straciłem. Jechało mi się coraz lepiej i w sumie stopniowo odzyskiwałem to co straciłem głównie do Versusa ale do kolegi przed nim również. Versus się bronił zaciekle i obronił o 1-2sekundy. Nie zaliczyliśmy dubla ale to tylko dlatego, że najmocniejsi rzeczywiście pojechali w elicie. Z naszymi czasami okrążenia mieli byśmy co najmniej po 2-3. Tym razem wyścig bardzo mi się spodobał i odczucie to narastało po każdym kółku choć nie wiedziałem ile ich mam jechać i dopiero przed wjazdem na ostatnie się dowiedziałem, że już blisko. Filmik powstał dzięki Marzenie, która głównie mnie filmowała aż się zacząłem przy montowaniu wycinać bo w końcu bez przesady. Inny też są jest też solidny ślizg jaki zaliczył ktoś w pobliżu mety wkrótce po wjeździe na okrążenie. Po wyścigu krótki rozjazd. 16miejsce


Kategoria .Filmowe relacje, .Starty, wyścigi, rajdy, Marcin, Versus

Skandia Maraton Kraków

  d a n e w y j a z d u 60.50 km 45.00 km teren 02:49 h Pr.śr.:21.48 km/h Pr.max:52.80 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:780 m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Niedziela, 6 maja 2012 | dodano: 06.05.2012

W dniu dzisiejszym wypadł maraton w Krakowie. Ze względu na to, że coś takiego staje się powoli coraz większą rzadkością postanowiłem wziąć w nim udział. Pojechaliśmy na miejsce z Gienkiem, który planował start w mini. Błonia zastawione niemal w całości, jak tylko znaleźliśmy pod koniec wolne miejsce na auto ostatnie luki już się zapełniały. Numerki pobrane dzień wcześniej na Skandii nie gwarantują spokoju przed startem. Wszystkie sektory oznacza taka sama tabliczka zielonego koloru. No bez przesady a jak ktoś nie jest regularnym uczestnikiem to skąd ma wiedzieć co i jak. Wokół kręciło się conajmniej kilkudziesięciu podobnie jak ja niepewnych gdzie co i jak. W końcu patrząc na numerki innych i pytając ustawiłem się a spiker po chwili potwierdził dobry wybór wyliczając kto w którym sektorze. Czekamy, słońce grzeje, w każdym sektorze luzy, wygląda w sumie jakby po kilkadziesiąt tylko osób stało. No tak ale jak zaczyna się puszczanie ludzi to na skutek sporej liczby sektorów trochę się to ciągnie. Za to po starcie nie ma tragedii natomiast już na pierwszej górce w terenie w Wolskim Lesie jest. Staje się to symptomatyczne wręcz, że na każdym stromym podjeździe spora część by nie rzec większość idzie zamiast jechać. Również wszelkie techniczne utrudnienia pokonywane są jakby bez zapału. Jedziemy i tasujemy się z ludźmi, chwilami oni są szybciej chwilami ja wyprzedzam. Może te wszystkie koszulki mi się mieszają swoimi kolorami. Numerki rozpoznaję nieco później kiedy już regularnie się zmieniamy. Faktycznie wychodzi na to, że jak zwykle stopniowo wyprzedzałem więc to odczucie z początku musiało być mylące. Resztki infekcji wirusowej niestety jeszcze działają. Nie czuję siły jak należy, idzie to trudno i ciężko a po ok 1h jazdy wydaje mi się wręcz, że mało mam pod butem. A tu w międzyczasie przy trasie pojawia się Marcin z zapałem na filmowanie i kilometrami jedzie wyprzedzając i zostając by z różnych ujęć nakręcić czy zrobić fotki. Ja tu próbuję łapać rytm, idzie mi ciężko a co górka ten lekko nas wyprzedza, formalnie przy tym dołując otoczenie i rzuca: "dajesz Jacek", "dawaj pod tą górkę" i inne podobne i tak od Aleksandrowic po Kleszczów gdzieś pewnie. No ale wszystko co dobre musi się skończyć więc nawet i Marcin w końcu odpuszcza a ja tymczasem dalej się męczę. Trochę też mniej piłem niż trzeba i zacząłem odczuwać początki kurczy ale częstsze sięganie do rurki bukłaka pomogło. Kręcenie na niskiej kadencji, chwilami konieczne w zmianach nachylenia czy zakrętach nie idzie tak lekko jak powinno. Siłownię odstawiłem kilka już tygodni temu a poza tym choróbsko się odzywa. Mam gdzieś po 2h takie fazy kiedy wkręcam się chwilę na dobry rytm i na wyższej kadencji kręcę mocno co daje mi parę dodatkowych pozycji ale poza tym są też długie fragmenty gdzie mnie przytyka, nawet nie mam możliwości jakoś się rozruszać i przyspieszyć oddechu. Były trudności w ogóle by wyczuć na co sobie mogę pozwolić. No i jeszcze ten teren. Ogólnie ciekawych podjazdów i zjazdów jak wiadomo jest na tym maratonie nie dużo. No więc początek puszczy Dulowskiej. Myślę sobie "pewnie będzie szutrówką" ale nie, ku mojemu zaskoczeniu dajemy prosto na stromy może nie tak bardzo ale rozwalony w zeszłym sezonie sprzętem leśniczym, prosty zjazd. Środkiem trochę rynna nie do użytku a bokiem, korzenie, kamienie, gałęzie po ścinkach no i owo rozkopanie. Już z dala widać niebieskie sygnały. Stoją tam motocykle ratownicze, policja i niebiosa wiedzą kto jeszcze na wypadek wypadku. Wcześniej z prawej obsługa ostrzega by hamować. Pokiwałem głową i odkrzyknąłem, że wiem co mnie czeka ale pojechałem swoje. To było najsilniej "bronione" miejsce ale w sumie kilka zjazdów widziałem z siedzącymi na nich ratownikami i jak rozmawiałem potem z kilkoma osobami na mecie w sumie wszystkich takie widoki mroziły. Może to dobrze, niech sobie przesadzają ale jak to ma być upowszechniony sport (a dobrze by było) to za tą akcję plus. Niestety na tych niewielu zjazdach i podjazdach plus technicznych odcinkach nie zawsze można było jechać bo jak zauważyłem różnie ludzie jechali. Było kilku, którzy w charakterystycznych sposób na ostro brali podjazdy i jeśli były krótkie sporo mi odchodzili jeśli długie to zostawali na dłużej z tyłu. Inni dawali mocno na krótkich zjazdach gdy było widać przeciwległy podjazd. Ogólnie jednak prawie wszystkie takie ciekawsze miejsca gdzie miałem towarzystwo a była to większość musiałem częściowo przejść bo poprzednicy w dziwnych miejscach się zatrzymywali, większość nawet nie próbując podjąć próby podjechania. Nie pomagało wołanie "nie hamuj zaraz podjazd", czy "to się da zjechać". Potem mnie gonili i wyprzedzali więc powiedziałbym tak: wczoraj (dzień wcześniej) był maraton w Złotym Stoku. Kolega Leszek tam pojechał i z grubsza było tak jak podejrzewałem, że będzie. To znaczy długie podjeżdżanie i techniczne zjazdy. Gdyby tego więcej było tu w Krakowie, a mogłoby spokojnie być, to całkiem inaczej ułożyła by się stawka bo tak jak większość jechała spokojnie mogliby wziąć rowery przełajowe albo nawet szoski ;-) Pogoda dopisała, było poprostu prześlicznie, ubłociłem się w sumie w jednej kałuży, w którą tak się złożyło, że wjechaliśmy grupą i błoto zdołało od sąsiada strzelić mnie pod okulary z prawej w oko! plus było sucho i kurzyło się. Charakter trasy był taki, że mocny wiatr z zachodu wpłynął na pewno na szybszy powrót. Na końcówce przed Wolskim przy cmentarzu na Bielanach po podjeździe zdałem sobie sprawę z tego, że trzeba powalczyć o pozycję bo trochę ludzi przede mną blisko jedzie. Od Obserwatorium udało mi się do Kazamaty dotrzeć tak, że wyprzedziłem wszystko co się dało, tył mnie nie gonił przód nie był widoczny no więc jadę sobie spokojnie z postanowieniem by się nie dać ew. na zjeździe ale to przecież będzie słychać więc nikt mnie nie zaskoczy. No to jadę. Trochę dropów, poszedłem je trochę szybko ale opanowuję i niestety ku mojej konsternacji z tyłu słyszę wyraźnie pracę zawieszenia. Ktoś mnie dogania a ja tu ledwo ten zjazd przeżyłem! no co jest? Daję na ostatnim fragmencie, składam się też w dwa zakręty najlepiej jak potrafię by tu nie stracić zakładając, że teraz to już asfalt i płasko więc jak to nie jest czołówka giga to się nie dam choćbym do sprintu przed metą musiał się czarować. Zerkam w bok gdy po skręcie ścieżka w lesie jest tuż obok za taśmą i mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Faktycznie dogania mnie czołówka giga ale to nie zawodnik tylko motocykl robił sobie dystans i podgonił na zjeździe. Kurcze uciekałem motocykliście ! to jest już chore. Na wałach dochodzi mnie ktoś z giga a ja spokojnie patrzę co przede mną. Kogoś tam łyknąłem ale jedziemy z wiatrem ok 35km/h a nogi są już takie ciężkie. Szanse są zerowe. Wjazd na Błonia i do finiszu. No i taki widok mi przelatuje przed oczyma. Człowiek przede mną chwilę temu jeszcze chyba 50-70m teraz jest tylko kilkanaście i co ciekawe przejeżdża przez ulicę tak: pierwszy krawężnik płaski, drugi stromy uderza tyłem, płyty przy trawie to samo. Musiało go to spowolnić. Na mnie podziałało jak płachta na byka. Z asfaltu zrobiłem baniego na chodnik, z chodnika zdążyłem zrobić baniego na trawę i zjazd. Wszystko prawie bez straty prędkości i gazu za nim. Doszedłem go, przed nim kilka metrów następny, cisnę do każdego wołając "finisz: by zachęcić do walki o miejsce. Niby brak reakcji ale jeden z nich ruszył za mną. Skandia zrobiła mnóstwo tasiemek na Błoniach więc my po tych okropnie wertepiastych pozostałościach kretowin walczymy ze sobą a ja widzę jakieś 20m conajmniej z przodu jeszcze jedną ofiarę ale nie ma szans przecież już tak blisko, jeszcze tylko zakręt. Ledwo już oddycham, obrotomierz wyskoczył za skalę chyba już przy pierwszym z dwóch za mną. A tu zakręt i jeszcze za nim wyłania się kolejny więc jestem bliżej a meta ciągle daleko, wchodzimy w ostatni prawy łuk, jadę szerzej lewą, spodziewam się walki więc dwa biegi niżej i cisnę resztki z resztek. Odpuścił i zostawiam go za sobą dobre 10m. Na mecie ciężko dysząc dziękuję za walkę. Podjeżdża jeden z wcześniej wyprzedzonych mówi, że próbował odzyskać pozycję i gonił po czym kładzie się i leżąc dyszy, łapią go kurcze. Taki finisz mi się podoba. Maraton jest jaki jest ale rywalizacja poprawia wszystko. Chwilę rozmawiamy, oddech się uspokaja, z tyłu ogłaszają kolejnego gigowca na mecie. Podjeżdżam zerknąć, oglądam sklepiki, tradycyjnie szukając spodenek 3/4, mineralna, banany, poczęstunek (bez rewelacji). Rundka wokół Błoń by nie zastygnąć i do auta. W drodze do domu pierwsze kropelki deszczu.

Skandia Maraton Kraków

2:49:43, 125open/370, 120M/K, 17M4/52, 207(42:38)I-mczas
data startu 06.05.2012 11:10
czas zwycięzcy 2:03:28 Kowalczyk Michał



http://youtu.be/PjQ4M35sCYY


http://youtu.be/sE1fu2yiXF4


... i jeszcze film od Marcina
http://www.endomondo.com/profile/2880032

w który dosłownie wplótł spory kawałek wspólnej jazdy

&feature=player_embedded#!

.. normalnie jak jakiś pro mam własny filmik z wyścigu bo podążała za mną jednoosobowa ekipa filmowa. Dziękuję Marcinie!


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2012 Kross Level A6, .Filmowe relacje, Kacper, Leszek, Marcin

Pychowice ustawka

  d a n e w y j a z d u 41.70 km 23.00 km teren 02:30 h Pr.śr.:16.68 km/h Pr.max:44.70 km/h Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:170 m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Sobota, 29 października 2011 | dodano: 29.10.2011

data startu 29.10.2011 09:51
Ustawka w Pychowicach zorganizowana przez Macia z www. rowerowanie.pl. Wsparcie organizacyjne otrzymał również od osób z "rowerowania", czyli od Zielonych. Ustawka to ma być taki spontan. Kiedy nieco spóźniony przybyłem na miejsce okazało się, że ludzie się wycieczkują po okolicy. Wkrótce pierwsza grupka, która poprawiała widocznie coś na trasie powróciła a w chwilę potem przyjechała ekipa kilkunastu osób i zrobiło ok. 30-40 ludzi. Wkrótce jednak okazało się, że to tylko podwiezienie jednego czy dwóch startujących i w końcu po krótkich przekomarzaniach, z jakich wynikało, że sporo osób lubi pracę organizacyjną zapisaliśmy kto i co. Oczywiście takich zapominalskich jak ja było więcej i numerki były może 2-3 tak więc osoby zanotowano po wyglądzie i nicku lub danych. Trochę na tym zeszło no i oczywiście wystygłem. Wreszcie pojechaliśmy na start, który znajdował się kilkaset metrów przez właściwym początkiem okrążenia i zarazem przyszło metą. Start i jedziemy. Oczywiście czołówka wyrwała a ja chwilę jechałem przed Marcinem i Versusem ale to nie był mój rytm oni w innym tempie podjeżdżają i zjeżdżają niż ja. Próbując trzymać tą pozycję spaliłem tyle, że dopiero pod koniec poczułem, że wpadam w rytm i nabieram na powrót tempa co oczywiście było za późno. W efekcie czego przed końcem pierwszego kółka i prawie całe drugie byłem w stanie bliskim spadnięcia z roweru. Na początku trzeciego kółka tracąc kilkanaście sekund do Marcina zacząłem jechać w miarę normalnie. No to małe podsumowanie. Mając na uwadze moje absencje rowerowe i trudności ze spaniem przy kompletnie rozwalonym programie tygodnia wyprzedzili mnie wszyscy, którzy musieli mnie wyprzedzić. Tak ma być i jest w porządku. Skoro zdrowie z ledwością pozwala mi pojeździć o tej porze roku na zewnątrz no to czego się spodziewać. Impreza wypadła fajnie, szkoda, że więcej osób się na nią nie pisze. Błota jak wiadomo nie ma nigdzie wcale, nie cały czas jest słonecznie ale opady mamy rzadkie tradycyjnie jak na jesieni i wszędzie jest sucho. Można jeździć, ścigać się coś tam powalczyć ze samym sobą. Mnie się podobało. Buli na 10 sek przed wjazdem na ostatnie kółko zafasował mi dubla w pięknym stylu przelatując obok jak rozpędzona lokomotywa. Nie próbowałem się bronić przed tym dublem choć Go widziałem, że się zbliża bo nie chciałem się spompować mając złudną nadzieję, że dojdę jeszcze Versusa co oczywiście było bzdurą bo On trzymał swój równy rytm do końca.
Nie trzeba wczoraj było jechać tego treningu a zrobić zaprawkę tylko, no ale nie chciałem marnować dnia.





Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2011 Kross Level A6, .Filmowe relacje, Marcin, Versus

Mtb Powerade Suzuki Marathon - Kraków

  d a n e w y j a z d u 70.20 km 55.00 km teren 03:50 h Pr.śr.:18.31 km/h Pr.max:61.30 km/h Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1263 m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Niedziela, 28 sierpnia 2011 | dodano: 28.08.2011

Przejechałem dzisiaj dystans mega. Myślę, że wszyscy Ci co spodziewali się strasznego błota i z tego powodu odpuścili zrobili błąd. Po tylu dniach spiekoty ten deszcz niewiele zdziałał. Ogólnie trasa była w porządku a też jak niektórzy powiedziałem sobie, że na błotną masakrę się nie wybieram. Po wielu dniach gorąca w nocy przyszedł front atmosferyczny i dosłownie w ciągu kilku godzin temperatura spadła do 16st C. Później w trakcie dniach podstawa chmur się podniosła i miejscami w pewnej odległości od Krakowa widziałem promienie słońca przenikające przez gęstwinę zarośli. Na miejsce podjechałem autem zabierając przy okazji ze sobą Gienka. Musiałem jeszcze pobrać numerek i uiścić opłatę. Spotkałem też Leszka ze synem, który tak jak Gienek wybierali się na mini. Leszek pojechał świetnie, Kacpra nie udało nam się odnaleźć na liście. Jak zawsze ustawiłem się na samym końcu już za bramkami no i wychodzi mi, że zdołałem wyprzedzić ponad połowę startujących. Z jednej strony postęp z drugiej wydaje mi się, że dalej za słabo jeżdżę. Jeszcze przed samym wąwozem Kochanowskim na podjazdach gdzie w zasadzie można by było próbować coś wyprzedzać jednak nie bez sporego uszczerbku sił drogę blokowały osoby, które jechały słabiej. W paru takich miejscach pomogła dopiero chwila, po której poprzednik próbując trzymać tempo zupełnie się wypompował. Miałem w czasie tego maratonu dwa takie przypadki gdzie jechałem sobie spokojnie za kimś, w warunkach niezbyt sprzyjających do wyprzedzania a ten po chwili stanął nie mogąc złapać oddechu. Ogólnie sam zaczynam powątpiewać czy moje trzymanie równego rytmu wysiłku jest faktycznie skuteczne. Być może to czas na pulsometr. Muszę zastanowić się i wybadać temat. Niektóre zjazdy ale naprawdę tylko niektóre były na tyle śliskie, że stały się trudne. Pierwszy zjazd w lesie Wolskim od początku planowałem pojechać sobie spokojniej niż trenując. Wąwóz Kochanowski odpuściłem sobie zbiegając, trochę bym dał radę ale był to świadomy wybór tak więc tylko sam dół tam zjechałem. Pogorszyły się tam warunki znacznie od zeszłego roku. Zauważyłem co do rytmu taką prawidłowość. Gdy kończył się asfalt i przechodził w szutr i podjazd na tej kilkudziesięciometrowej fazie przejściowej bywam wolniejszy od otoczenia z którym jadę natomiast na początku wzniesienia gdzie przyjmę jakiś swój rytm dość szybko dochodzę sąsiedztwo i je wyprzedzam. Były takie podjazdy, które właśnie pozwoliły mi wyprzedzić trochę osób i w tym jeden gdzie zachowałem rytm po zjeździe i od razu zacząłem wspinaczkę a reszta otoczenia utknęła i już cały podjazd podprowadzała i drugi gdzie próbowałam wyprzedzać i dostałem informację, że jadą wolniej zbierając siły przed "ścianką". Wziąłem to na poważnie odpuściłem wyprzedzanie, wbiłem nawet młynek, zacząłem podjazd i zaliczyłem bez zsiadania a towarzystwo zsiadło i pchało. Praktycznie cały czas kogoś wyprzedzałem ale w okolicach ostatniego bufetu jakoś tak wyprzedzani próbowali się "bronić". Sam czułem chyba odwodnienie bo wybór grubszej bluzy dał się we znaki. Widocznie inni mieli jeszcze większe problemy z utrzymaniem tempa i jakoś to szło choć był moment, że czułem i nogi i ogólnie, że słabnę. Wrzuciłem równy rytm i nieco szybszą kadencję i jakoś to przeszło. Widziałem jak czołówka Giga nas wyprzedza ale dopiero kiedy pierwszy zawodnik oddalił się nieco rozpoznałem, że to Bartek. Było praktycznie wszystkiego po trochu na tym maratonie. Widziałem parę osób, które nie bardzo chciały ustąpić na podjazdach i zaraz mieli dość i kilku mądrych co niezbyt sprawnie dawali na zjazdach a potem widowiskowo koziołkowali z rowerami gdzieś w krzaki. No słowem wszystko było na tym maratonie co powinno być. Mnie się podobało a na lepszą kondycję jeszcze się poczeka. Po wszystkim zaliczyłem poczęstunek na żetonik, rundka wokół Błoń na rozkręcenie, telefony, rowery na dach auta i go do domu gdzie w ruch poszedł Karcher i małe pranko ciuchów.

273 moje/561 ukończone/655 łącznie
czas 03:27:22.1
na 1pkt 00:48:15(395)
na 2pkt 02:36:08(293)
strata do nr1 01:04:18

W efekcie zrobiłem coś pod 350pkt sektorowych i razem z Zabierzowem wyszło 320,43pkt co daje 4 sektor, czyli ostatni przed otwartym. Warto by było z tego skorzystać choć to ważne tylko na Murowaną a wątpię czy wybiorę się za Poznań bo to bez sensu.


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2011 Kross Level A6, Gienek, Leszek, Kacper

Powerade Suzuki MTB Marahton - Zabierzów

  d a n e w y j a z d u 68.30 km 60.00 km teren 04:39 h Pr.śr.:14.69 km/h Pr.max:50.90 km/h Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Niedziela, 15 maja 2011 | dodano: 15.05.2011

Powerade Suzuki MTB Marahton
Pojechałem mega.
Przyjechałem na 10 minut przed startem w biurze luźno tak więc załatwiłem sprawę błyskawicznie. Kropelki wody już leciały z nieba zapowiadając błotną imprezkę. Jak wjechałem w start to właśnie czołówka ruszała. No to go. Rytmu nie udało mi się złapać długo dnia dzisiejszego ale trzeba powiedzieć, że nawet pomimo przyblokować na początku i tego, że już padało błoto zaczęło się robić uciążliwe dopiero gdzie po kilkunastu km. Jakiś tydzień temu z okładem zamówiłem złożenie koła na lepszym osprzęcie i łożyskach maszynowych żeby trochę poprawić pracę napędu w trudnych warunkach ale sklep nie otrzymał opon tak więc musiałem pojechać na oryginalnym kole i oponie (zakup roweru grudzień 2009r) które miały przebieg ok 3800km. Na sucho jest ok ale przy tym błocie na niektórych zjazdach nie miałem żadnej kontroli tyłu, ześlizgiwał się do którejś rynny a rower stawał w poprzek. Zaliczyłem więc całą serię gleb a jedną taką, że aż pomyślałem o Lesławie (dużo zdrowia). Tasowałem się z jakąś stałą grupką ludzi raz ktoś raz znowu ja. Początkowe zjazdy ogólnie wyprzedzałem ale kiedy grunt nasiąkł i poprzedzający go ubili w błotko o różnych parametrach i konsystencji ogólnie mazi sytuacja zaczęła się robić nieciekawa i dopiero gdzieś pomiędzy bufetami dotarło do mnie, że jest tak źle bo ja nic nie widzę przez zabłocone okulary a próby ich wycierania (ba nawet zlizywania z odpluciem) nic nie wnosiły. Kiedy odstawiłem okulary dużo lepiej zacząłem jechać a w dniu dzisiejszym dobry wybór szlaku jazdy miał duże znaczenie. Gdzieś ok 40km tak mi się przynajmniej wydaje coraz częściej pojawiały się miejsca, głownie na skrajach pól, gdzie grubość i rozległość melasy błotnej zatrzymywała nawet na względnie łagodnych podjazdach. W lesie na podjazdach można się był zagotować lekko za to na wzgórzach wśród pól nadchodził silny przejmujący zimnem wiatr. Pod sam koniec w dolinkach, w miejscach gdzie miała chyba ukazać się cała malowniczość lokalizacji trasy na kilku technicznych, krótkich zjazdach konieczne było sprowadzanie. Pocieszałem się, że w moim towarzystwie, w polu widzenia nie było nikogo kto by to przejechał. Od ok. 30km napęd wydawał złowieszcze dźwięki, mieląc kilogramy błota, tarcze stale o coś się ocierały i co chwila sprawdzałem krótkimi naciśnięciami klamek czy mam jeszcze hamulce. Na szczęście były. Potem zaliczyliśmy kilka potoków i odgłosy mielenia zamieniły się w dźwięczne brzęczenia resztek błota i piasku a łańcuch aż do kolejnych mazi błyszczał. Na pierwszym bufecie skorzystałem tylko ze smarowania, drugi pominąłem mając bukłak, żelka i banana. Nie potrafię powiedzieć w tych warunkach czy piłem dość czy za mało bo deszcz wszystkie odczucia zacierał skutecznie.
Wszystko co było ze mną na rowerze wymagało gruntownego najpierw płukania w sporych ilościach wody a potem prania.
Co do Zielonych to zaraz na początku zobaczyłem Pocia asekurującego kogoś chyba po upadku. Trochę się tasowałem z Marcinem a w pewnym momencie o dziwo doszedłem Kubaka ale zaraz się wyjaśniło dlaczego patrzy w dół - łańcuch nie chciał mu współpracować. Po chwili kiedy doszedł z tym do ładu wyprzedził mnie i jeszcze na kilku podjazdach widziałem Jego koszulkę a potem mi zniknął. Na mecie zobaczyłem czyściutkiego Macia, któremu oddałem kartkę na poczęstunek bo miałem w planie od razu zapakować się i jechać do domu. Okazało się, że jakoś tak inni właśnie z nim tez się dzielili bo miał już parę tych karteczek. Nie wiem kiedy On to wszystko zjadł. Jak się okazało nie ukończył bo sprzęt padł.
Podsumowując nie wiem czy było to test ścigania się czy ślizgania w błocie czy czego tam jeszcze nastawiłem się na ten start szczególnie stąd taka determinacja by jechać.
281m/570 - 1h53min straty i ponad setka osób na samym mega, które z jakiejś przyczyny nie zdołały ukończyć. Nie zdziwiłbym się na wieść, że ktoś jeszcze błądzi po lesie.


Jacek


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2011 Kross Level A6

Rajd Kraków - Trzebinia

  d a n e w y j a z d u 93.00 km 5.00 km teren 04:12 h Pr.śr.:22.14 km/h Pr.max:54.60 km/h Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano: 30.04.2011

rower teren . podstawowy
rodzaj trening : wytrzymałość
region małopolskie
licznik
długość 93 km
data startu 30.04.2011 10:10
czas jazdy 04:12:00
prędkość śr. 22,1 km/h
prędkość max 54,6 km/h
typ podłoża asfalt
pogoda słonecznie
temperatura 18 °C
opis Około godziny 11:05 wyruszyliśmy z Leszkiem i około 500-600 osobami na trasę rajdu Kraków - Trzebinia. Trasa prowadziła z Błoń przez Kryspinów, Mników zielonym szlakiem przez Rudno, Puszczę Dulowską aż do kompleksu pałacowego który był celem rajdu. Tempo było różne, czołówka pognała, Leszek utrzymał tempo, które pozwoliło nam przejechać trasę coś poniżej 2h. Na miejscu poczęstunek tradycyjnie. Tego pięknego dnia słońce w odsłoniętych miejscach przypiekało co świadczyło dobitnie o zbliżających się burzach. Impreza zapewne się rozkręciła w najlepsze ale zgodnie z Leszkiem postanowiliśmy wracać co okazało się być proroczym posunięciem. Zaledwie ponoć Leszek dotarł do domu zaczęło lać, ja zaliczyłem prysznic i z nieba lunęło seriami. Zaczęła jeździć straż pożarna. Jeśli porównać z tym co się wydarzyło w Stanach gdzie przeszły tornada to nie ma co narzekać. Trasa bardzo przyjemna, spora część szutrówkami czy asfaltem przez las. Sporo było osób jadących w naszym tempie, pewne osoby po tych tasowaniach się zaczęliśmy już rozpoznawać a oni nas. W drodze powrotnej w około godzinę po dojechaniu na miejsce widziałem jeszcze kilkadziesiąt osób, którym wciąż brakowało jeszcze kilku km by dotrzeć do celu. Obciążenie lekkie do średniego, sam czas jazdy był męczący.


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, Leszek, 2011 wytrzymałość, 2011 Kross Level A6

XVI Puchar Tarnowa MTB + rozgrzewka

  d a n e w y j a z d u 28.84 km 15.00 km teren 01:55 h Pr.śr.:15.05 km/h Pr.max:46.10 km/h Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Niedziela, 22 sierpnia 2010 | dodano: 22.08.2010

rower teren . podstawowy
rodzaj zawody : XC
region małopolskie
licznik
długość 28,84 km
data startu 22.08.2010 10:40
czas jazdy 01:54:48
prędkość śr. 15 km/h
prędkość max 46,1 km/h
informacje dodatkowe
profil trasy
trudność
typ podłoża drogi leśne
pogoda słonecznie
temperatura 28 °C
opis Temperatura była wysoka, na pierwszym kółku jechało mi się tak dobrze, że miałem ochotę zsiąść i się położyć. Nie wiem co to było jakiś kryzys lokalny. Następne kółka już trochę lepiej ale i tak zaliczyłem kilka dubli. Na całe szczęście nie mieli kompletów na pudła gdy wjeżdżałem na trzecie kółko i przez to objechałem całość. Trasa bardzo fajna, żadnych ekstremalnych miejsc choć było gdzie przepałować zakręcik ale o tym może napisać coś Furman, z którym pojechałem na tą imprezę bo miał na to więcej okazji jadąc znacznie szybciej. Sporo można było zyskać lub stracić w lesie na krętych zjazdach i na nasłonecznionym podjeździe na łączce gdzie słońce dawało. Nie mam wielu porównań, muszę korzystać z tych doświadczeń, które mam na tym etapie. Z mojego punktu widzenia było tu ciężej powalczyć o coś lepszego niż końcówka niż np. w Sieprawiu choć tam zjazdy były trudniejsze. Bardzo fajna lokalizacja, las blisko, Tarnów blisko. Po wszystkim pokręciłem trochę tu i tam i wjechałem prawie w samo centrum. Tylu losowań tomboli co na tej imprezie to nigdzie nie widziałem, mieli dwa wielkie pudła jedne dla dzieci drugie dla dorosłych i chyba przez 10 min co chwilę coś z nich wyciągali. Święto na wsi wylosowałem Rogelli Skarpety, ja co nigdy nic nie wylosowałem. Dziwny ten dzień ale w sumie fajny, pogoda :-) kondycja :-( ubaw po pachy.


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2010 Kross Level A6, Furman