Tyniec-Skawina-Radziszów-Biertowice-Harbutowice-Sołtysi Dział-Bieńkówka-Trzebunia
d a n e w y j a z d u
101.80 km
0.00 km teren
04:33 h
Pr.śr.:22.37 km/h
Pr.max:64.90 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:970 m
Kalorie: kcal
Rower:Romet Sport
data startu 19.11.2011 11:40
Jak to zawsze w sobotę zacząłem mieć wątpliwości gdzie jechać i co w ogóle robić. Na rowerowaniu Krzysiek proponował jakieś jeżdżenie tylko perspektywa przyjechania na Błonia by tam dopiero zacząć rozważania gdzie jechać nie wydawała mi się kusząca. Próbowałem wciągnąć Lesława w plan ale widać było, że ma trudności wyrwać się z domu. W końcu pozostały mi opcje: jechać gdzieś w teren, jechać autem i spróbować zaliczyć to co proponowałem na forum lub jechać szosą i zobaczyć na co będę miał humor. W rezultacie wyjechałem 11:40 i po dotarciu do Tyńca przez tor uznałem, że jadę i zobaczymy co będzie. Jechałem sobie lekko z uwagą na dłonie i stopy żeby nie przemarznąć a źle to wyglądało. Pierwsze odczucia szczypania w palce u rąk poczułem już na podjeździe w Tyńcu. Co jakiś czas więc zdejmowałem dłonie z kierownicy i ogólnie próbowałem utrzymać ciepło. Tuż za Skawiną zobaczyłem nadjeżdżającego z naprzeciwka Marcina, zawołałem na Niego On na mnie, stanęliśmy i chwile porozmawiali. Kręcił trening jakieś 50km, jechał mtb, odradzał mi trasę ok 100km, mówiąc żeby z tym poczekać do stycznia co najmniej. Planował wkrótce głównie trenażer narzekając na jakość takiego treningu, ja sobie ponarzekałem na stacjonarkę no i tak pojechaliśmy w swoje strony. Po cichu liczyłem na mały ruch ale nic z tego, trochę miałem wątpliwości w którym miejscu mam zjechać z głównej drogi w Harbutowicach ale okazało się, że jest to tak charakterystyczne miejsce, że nie miałem wątpliwości. Wkrótce przede mną, pomimo niskiej podstawy chmur okalającej okoliczne szczyty wzniesień zaczęły malować się coraz bardziej obiecujące widoki bo dolinka, którą poruszałem się w górę wcinała się coraz głębiej w masyw przede mną. Wreszcie zaczął się właściwy podjazd przez las i ku mojemu zaskoczeniu okazał się być znacznie bardziej wymagający niż od Bieńkówki. Jechałem na Sołtysi Dział w tym sezonie pierwszy raz od południa i tam w sumie takie miejsce gdzie lekkie zaciąganie korby wystarczało było krótkie. Tu najpierw wstałem, potem huśtanie kierownicą, potem wyrzucanie roweru w przód i tak dodawałem do piruetu na drodze wszystko co umiem na szosie, wreszcie zaciąganie korby a gdy to nie wystarczyło o zgrozo! zacząłem jechać zygzakiem. Płuca były już za mną na dole gdzieś na asfalcie, plecy trzeszczały, łańcuch błagał o litość ale się zaparłem, musiałem to wyjechać, nie mogłem stanąć (najlżejsze przełożenie u mnie to 40x21 na starych 27' czyli oponki 28obecnie dla mnie są trochę małe i używam 32). Nie wiem ile tam jest % tego nachylenia ale nigdzie koło Krk nie ma czegoś takiego. Każdy nawet najlepszy podjazd musi się kiedyś skończyć. Wyjechałem. Szybciutki filmik i gazem na dół. Potem w lewo żeby zaliczyć kolejną przełęcz ale po drodze zerkałem ciekawie na wszystkie poważniejsze asfaltówki na południe żeby wypatrzyć czy coś by dało szansę na realizację planu opisanego na forum czyli Więciórkę, w prawo na Tokarnię, Skomielną, Bogdanówkę, Żarnówkę, bez wjazdu do centrum Makowa na Jachówkę no i w prawo na Bieńkówkę i znowu przez Sołtysi Dział. Po drodze zobaczyłem, że w przydrożnych rowach, w potokach a nawet w niektórych miejscach na asfalcie jest już miejscami lód. Ogólnie miałem trudności ze swobodnym oddychaniem pomimo kominiarki więc musiało być w okolicach zera. Zaliczyłem podjazd, zjechałem go do Trzebuni i od razu zaliczyłem z drugiej strony. Zjechałem do Bieńkówki gdzie przed rozjazdem coś skubnąłem w sklepie, doubrałem drugą parę skarpet co okazało się być genialnym posunięciem. Stwierdziłem ponadto przy zdejmowaniu i zakładaniu zimowych rękawic motocyklowych, że w środku są wilgotne co podsunęło mi myśl następującą: otóż tak ciężko dobrać rękawice na rower bo nie tylko jedziemy wieje i chłodzi nas ale mamy fazy sporego wysiłku kiedy nadmiar ciepła prowadzi do gromadzenia się wody. Potrzebne więc będą jakieś rękawiczki dostosowane do warunków ekstremalnych np. góry i zima plus ruch, muszę zbadać ten temat. Tak jak przypuszczałem podjazd na Sołtysi dział z tej strony jako całość był dużo łatwiejszy a poza tym nabrałem potem jakiegoś sensownego rytmu i nagle przeszło mi wyziębienie palców stóp i dłoni. Stopy do końca pozostały ciepłe, dłonie zmarzły znowu gdzieś od Skawiny. Zużyłem jakiś litr izotoniku ostatnie 30km nic już nie miałem, ogólnie kondycji jest mało, jest jeszcze trochę wytrzymałości ale tempa już nie ma co nie znaczy, że nie można pojechać przyzwoitej trasy. Obym tylko nie odchorował tego. Mam nadzieję, że nie.
Kategoria 2011 Romet Sport, 2011 wytrzymałość, .Filmowe relacje