jacekddd prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:1007.20 km (w terenie 65.00 km; 6.45%)
Czas w ruchu:33:32
Średnia prędkość:24.80 km/h
Maksymalna prędkość:66.30 km/h
Suma podjazdów:4270 m
Maks. tętno maksymalne:162 (90 %)
Maks. tętno średnie:164 (91 %)
Suma kalorii:19640 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:40.29 km i 2h 14m
Więcej statystyk

Skandia Maraton Kraków

  d a n e w y j a z d u 60.50 km 45.00 km teren 02:49 h Pr.śr.:21.48 km/h Pr.max:52.80 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:780 m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A6
Niedziela, 6 maja 2012 | dodano: 06.05.2012

W dniu dzisiejszym wypadł maraton w Krakowie. Ze względu na to, że coś takiego staje się powoli coraz większą rzadkością postanowiłem wziąć w nim udział. Pojechaliśmy na miejsce z Gienkiem, który planował start w mini. Błonia zastawione niemal w całości, jak tylko znaleźliśmy pod koniec wolne miejsce na auto ostatnie luki już się zapełniały. Numerki pobrane dzień wcześniej na Skandii nie gwarantują spokoju przed startem. Wszystkie sektory oznacza taka sama tabliczka zielonego koloru. No bez przesady a jak ktoś nie jest regularnym uczestnikiem to skąd ma wiedzieć co i jak. Wokół kręciło się conajmniej kilkudziesięciu podobnie jak ja niepewnych gdzie co i jak. W końcu patrząc na numerki innych i pytając ustawiłem się a spiker po chwili potwierdził dobry wybór wyliczając kto w którym sektorze. Czekamy, słońce grzeje, w każdym sektorze luzy, wygląda w sumie jakby po kilkadziesiąt tylko osób stało. No tak ale jak zaczyna się puszczanie ludzi to na skutek sporej liczby sektorów trochę się to ciągnie. Za to po starcie nie ma tragedii natomiast już na pierwszej górce w terenie w Wolskim Lesie jest. Staje się to symptomatyczne wręcz, że na każdym stromym podjeździe spora część by nie rzec większość idzie zamiast jechać. Również wszelkie techniczne utrudnienia pokonywane są jakby bez zapału. Jedziemy i tasujemy się z ludźmi, chwilami oni są szybciej chwilami ja wyprzedzam. Może te wszystkie koszulki mi się mieszają swoimi kolorami. Numerki rozpoznaję nieco później kiedy już regularnie się zmieniamy. Faktycznie wychodzi na to, że jak zwykle stopniowo wyprzedzałem więc to odczucie z początku musiało być mylące. Resztki infekcji wirusowej niestety jeszcze działają. Nie czuję siły jak należy, idzie to trudno i ciężko a po ok 1h jazdy wydaje mi się wręcz, że mało mam pod butem. A tu w międzyczasie przy trasie pojawia się Marcin z zapałem na filmowanie i kilometrami jedzie wyprzedzając i zostając by z różnych ujęć nakręcić czy zrobić fotki. Ja tu próbuję łapać rytm, idzie mi ciężko a co górka ten lekko nas wyprzedza, formalnie przy tym dołując otoczenie i rzuca: "dajesz Jacek", "dawaj pod tą górkę" i inne podobne i tak od Aleksandrowic po Kleszczów gdzieś pewnie. No ale wszystko co dobre musi się skończyć więc nawet i Marcin w końcu odpuszcza a ja tymczasem dalej się męczę. Trochę też mniej piłem niż trzeba i zacząłem odczuwać początki kurczy ale częstsze sięganie do rurki bukłaka pomogło. Kręcenie na niskiej kadencji, chwilami konieczne w zmianach nachylenia czy zakrętach nie idzie tak lekko jak powinno. Siłownię odstawiłem kilka już tygodni temu a poza tym choróbsko się odzywa. Mam gdzieś po 2h takie fazy kiedy wkręcam się chwilę na dobry rytm i na wyższej kadencji kręcę mocno co daje mi parę dodatkowych pozycji ale poza tym są też długie fragmenty gdzie mnie przytyka, nawet nie mam możliwości jakoś się rozruszać i przyspieszyć oddechu. Były trudności w ogóle by wyczuć na co sobie mogę pozwolić. No i jeszcze ten teren. Ogólnie ciekawych podjazdów i zjazdów jak wiadomo jest na tym maratonie nie dużo. No więc początek puszczy Dulowskiej. Myślę sobie "pewnie będzie szutrówką" ale nie, ku mojemu zaskoczeniu dajemy prosto na stromy może nie tak bardzo ale rozwalony w zeszłym sezonie sprzętem leśniczym, prosty zjazd. Środkiem trochę rynna nie do użytku a bokiem, korzenie, kamienie, gałęzie po ścinkach no i owo rozkopanie. Już z dala widać niebieskie sygnały. Stoją tam motocykle ratownicze, policja i niebiosa wiedzą kto jeszcze na wypadek wypadku. Wcześniej z prawej obsługa ostrzega by hamować. Pokiwałem głową i odkrzyknąłem, że wiem co mnie czeka ale pojechałem swoje. To było najsilniej "bronione" miejsce ale w sumie kilka zjazdów widziałem z siedzącymi na nich ratownikami i jak rozmawiałem potem z kilkoma osobami na mecie w sumie wszystkich takie widoki mroziły. Może to dobrze, niech sobie przesadzają ale jak to ma być upowszechniony sport (a dobrze by było) to za tą akcję plus. Niestety na tych niewielu zjazdach i podjazdach plus technicznych odcinkach nie zawsze można było jechać bo jak zauważyłem różnie ludzie jechali. Było kilku, którzy w charakterystycznych sposób na ostro brali podjazdy i jeśli były krótkie sporo mi odchodzili jeśli długie to zostawali na dłużej z tyłu. Inni dawali mocno na krótkich zjazdach gdy było widać przeciwległy podjazd. Ogólnie jednak prawie wszystkie takie ciekawsze miejsca gdzie miałem towarzystwo a była to większość musiałem częściowo przejść bo poprzednicy w dziwnych miejscach się zatrzymywali, większość nawet nie próbując podjąć próby podjechania. Nie pomagało wołanie "nie hamuj zaraz podjazd", czy "to się da zjechać". Potem mnie gonili i wyprzedzali więc powiedziałbym tak: wczoraj (dzień wcześniej) był maraton w Złotym Stoku. Kolega Leszek tam pojechał i z grubsza było tak jak podejrzewałem, że będzie. To znaczy długie podjeżdżanie i techniczne zjazdy. Gdyby tego więcej było tu w Krakowie, a mogłoby spokojnie być, to całkiem inaczej ułożyła by się stawka bo tak jak większość jechała spokojnie mogliby wziąć rowery przełajowe albo nawet szoski ;-) Pogoda dopisała, było poprostu prześlicznie, ubłociłem się w sumie w jednej kałuży, w którą tak się złożyło, że wjechaliśmy grupą i błoto zdołało od sąsiada strzelić mnie pod okulary z prawej w oko! plus było sucho i kurzyło się. Charakter trasy był taki, że mocny wiatr z zachodu wpłynął na pewno na szybszy powrót. Na końcówce przed Wolskim przy cmentarzu na Bielanach po podjeździe zdałem sobie sprawę z tego, że trzeba powalczyć o pozycję bo trochę ludzi przede mną blisko jedzie. Od Obserwatorium udało mi się do Kazamaty dotrzeć tak, że wyprzedziłem wszystko co się dało, tył mnie nie gonił przód nie był widoczny no więc jadę sobie spokojnie z postanowieniem by się nie dać ew. na zjeździe ale to przecież będzie słychać więc nikt mnie nie zaskoczy. No to jadę. Trochę dropów, poszedłem je trochę szybko ale opanowuję i niestety ku mojej konsternacji z tyłu słyszę wyraźnie pracę zawieszenia. Ktoś mnie dogania a ja tu ledwo ten zjazd przeżyłem! no co jest? Daję na ostatnim fragmencie, składam się też w dwa zakręty najlepiej jak potrafię by tu nie stracić zakładając, że teraz to już asfalt i płasko więc jak to nie jest czołówka giga to się nie dam choćbym do sprintu przed metą musiał się czarować. Zerkam w bok gdy po skręcie ścieżka w lesie jest tuż obok za taśmą i mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Faktycznie dogania mnie czołówka giga ale to nie zawodnik tylko motocykl robił sobie dystans i podgonił na zjeździe. Kurcze uciekałem motocykliście ! to jest już chore. Na wałach dochodzi mnie ktoś z giga a ja spokojnie patrzę co przede mną. Kogoś tam łyknąłem ale jedziemy z wiatrem ok 35km/h a nogi są już takie ciężkie. Szanse są zerowe. Wjazd na Błonia i do finiszu. No i taki widok mi przelatuje przed oczyma. Człowiek przede mną chwilę temu jeszcze chyba 50-70m teraz jest tylko kilkanaście i co ciekawe przejeżdża przez ulicę tak: pierwszy krawężnik płaski, drugi stromy uderza tyłem, płyty przy trawie to samo. Musiało go to spowolnić. Na mnie podziałało jak płachta na byka. Z asfaltu zrobiłem baniego na chodnik, z chodnika zdążyłem zrobić baniego na trawę i zjazd. Wszystko prawie bez straty prędkości i gazu za nim. Doszedłem go, przed nim kilka metrów następny, cisnę do każdego wołając "finisz: by zachęcić do walki o miejsce. Niby brak reakcji ale jeden z nich ruszył za mną. Skandia zrobiła mnóstwo tasiemek na Błoniach więc my po tych okropnie wertepiastych pozostałościach kretowin walczymy ze sobą a ja widzę jakieś 20m conajmniej z przodu jeszcze jedną ofiarę ale nie ma szans przecież już tak blisko, jeszcze tylko zakręt. Ledwo już oddycham, obrotomierz wyskoczył za skalę chyba już przy pierwszym z dwóch za mną. A tu zakręt i jeszcze za nim wyłania się kolejny więc jestem bliżej a meta ciągle daleko, wchodzimy w ostatni prawy łuk, jadę szerzej lewą, spodziewam się walki więc dwa biegi niżej i cisnę resztki z resztek. Odpuścił i zostawiam go za sobą dobre 10m. Na mecie ciężko dysząc dziękuję za walkę. Podjeżdża jeden z wcześniej wyprzedzonych mówi, że próbował odzyskać pozycję i gonił po czym kładzie się i leżąc dyszy, łapią go kurcze. Taki finisz mi się podoba. Maraton jest jaki jest ale rywalizacja poprawia wszystko. Chwilę rozmawiamy, oddech się uspokaja, z tyłu ogłaszają kolejnego gigowca na mecie. Podjeżdżam zerknąć, oglądam sklepiki, tradycyjnie szukając spodenek 3/4, mineralna, banany, poczęstunek (bez rewelacji). Rundka wokół Błoń by nie zastygnąć i do auta. W drodze do domu pierwsze kropelki deszczu.

Skandia Maraton Kraków

2:49:43, 125open/370, 120M/K, 17M4/52, 207(42:38)I-mczas
data startu 06.05.2012 11:10
czas zwycięzcy 2:03:28 Kowalczyk Michał



http://youtu.be/PjQ4M35sCYY


http://youtu.be/sE1fu2yiXF4


... i jeszcze film od Marcina
http://www.endomondo.com/profile/2880032

w który dosłownie wplótł spory kawałek wspólnej jazdy

&feature=player_embedded#!

.. normalnie jak jakiś pro mam własny filmik z wyścigu bo podążała za mną jednoosobowa ekipa filmowa. Dziękuję Marcinie!


Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2012 Kross Level A6, .Filmowe relacje, Kacper, Leszek, Marcin

Mników-Dulowska-Lipowiec

  d a n e w y j a z d u 76.00 km 5.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:58.80 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:500 m Kalorie: 1828 kcal Rower:Kross Level A6
Czwartek, 3 maja 2012 | dodano: 03.05.2012

data startu 03.05.2012 13:00
czas jazdy 05:11:00
Pojechaliśmy z Marzeną leciutko na wycieczkę. Na początku faktycznie miałem lekką jazdę dopiero za Nieporazem zacząłem pomagać Marzenie na podjazdach i odtąd miałem mieszany wysiłek lekki i ciężki. Tuż przed Lipowcem pogoda zaczęła się robić burzowa, na chwilę przystanęliśmy na zamku ale po chwili postanowiliśmy zjechać na dół do karczmy co okazało się zbawiennym posunięciem bo rowery wnieśliśmy w chwili kiedy ostro lunęło. Zjedliśmy a pogoda się wyszalała i ucichła. Powrót skróciliśmy jadąc główną drogą.

Coś się poza tym w mechanizmie bikestats psuje bo zrobiłem 2573km w tym sezonie a baton zliczył 2407km.


Kategoria 2011 wytrzymałość, Marzena

Rybna

  d a n e w y j a z d u 38.40 km 0.00 km teren 01:35 h Pr.śr.:24.25 km/h Pr.max:66.30 km/h Temperatura:26.0 HR max:162 ( 90%) HR avg:130 ( 72%) Podjazdy:160 m Kalorie: 967 kcal Rower:Merida 904
Środa, 2 maja 2012 | dodano: 02.05.2012

data startu 02.05.2012 17:00
tętno śr. 130 ud/min
tętno max 162 ud/min
w strefie 01:13:33
poniżej 00:00:42
powyżej 00:20:45
Pogoda słonecznie, choć zapowiadało się na burzę przed większość dnia. Pojechałem rege aż do podjazdu z Rybnej gdzie napotkałem jakiegoś człowieka na mtb i mnie poniosło. W ten sposób przeciętna nie odzwierciedla jak zwykle wysiłku i zmęczenia. 106/136


Kategoria 2012 Merida 904

Rege

  d a n e w y j a z d u 4.10 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:36.00 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: 40 m Kalorie: kcal Rower:Merida 904
Wtorek, 1 maja 2012 | dodano: 01.05.2012

Rege na powrocie czyli podjazd.


Kategoria 2012 Merida 904

Tor-Tyniec-ścieżka kilka razy

  d a n e w y j a z d u 45.50 km 0.00 km teren 01:31 h Pr.śr.:30.00 km/h Pr.max:48.50 km/h Temperatura:26.0 HR max:159 ( 88%) HR avg:144 ( 80%) Podjazdy: 40 m Kalorie: 1134 kcal Rower:Merida 904
Wtorek, 1 maja 2012 | dodano: 01.05.2012

data startu 01.05.2012 18:00
tętno śr. 144 ud/min
tętno max 159 ud/min
w strefie 00:12:13
poniżej 00:00:01
powyżej 01:18:46
Wyjechałem w sumie by tylko zobaczyć czy choroba puściła ale jakoś lekko mi się jechało więc wkręciłem się po chwili i jechałem równo. test 103/136, spoczynkowe 56, niestety nie ma wytrzymałości na >3h jazdy


Kategoria 2012 Merida 904, 2012 tempo