.Filmowe relacje
Dystans całkowity: | 3776.30 km (w terenie 629.20 km; 16.66%) |
Czas w ruchu: | 176:11 |
Średnia prędkość: | 21.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 81.36 km/h |
Suma podjazdów: | 25017 m |
Maks. tętno maksymalne: | 164 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 144 (81 %) |
Suma kalorii: | 13088 kcal |
Liczba aktywności: | 51 |
Średnio na aktywność: | 75.53 km i 3h 27m |
Więcej statystyk |
Ice biking
d a n e w y j a z d u
17.30 km
8.00 km teren
01:14 h
Pr.śr.:14.03 km/h
Pr.max:34.90 km/h
Temperatura:-11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
data startu 05.02.2012 13:40
Dojazd i powrót asfaltem. Dzisiaj umówiliśmy się z Leszkiem i podjechał do nas by zabrać Marzenę na łyżwy. Ja pojechałem na mtb i pokręciłem się po lodzie kiedy oni się ślizgali. Zabraliśmy też sanki, które się przydały bo prócz Natalki było tam jeszcze sporo innych dzieci i niektóre miały ochotę na kulig a nie ma większej frajdy z jazdy na rowerze jak sprawić przy tym przyjemność innym. Udało mi się nawet uciągnąć jednocześnie sanki z Leszkiem i Natalką. Rekord. Rzadko kiedy są tak dobre warunki, gruby pewny lód, odrobinę posypany.
Kategoria 2012 Kross Level A6, Leszek, .Filmowe relacje
Kryspinów-Rudno-Grojec-Czułówek-Kryspinów
d a n e w y j a z d u
70.80 km
8.00 km teren
04:20 h
Pr.śr.:16.34 km/h
Pr.max:45.80 km/h
Temperatura:-15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:470 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
data startu 04.02.2012 11:50
pogoda śnieg
Wiatr mieszany trochę wciąż ze wschodu. Nie uzupełniłem ochrony dłoni o coś dodatkowego i niestety musiałem walczyć z zimnem. Ogólnie dzisiaj wyraźnie odczułem, że kombinacja zimna, wiatru, podjazdów łącznie mocno zadziałała. W końcu jechałem na tyle wolno, że na skutek odczuwalnego zimna głównie w dłonie stanąłem na stacji by coś przegryźć i się napić. Kolejny patent w postaci bidonu termosu w plecaczku pozwolił pić niemal gorący napój po ponad 30km jazdy. Jazda na lodzie to super zabawa choć właśnie tam wiało mocno.
&list=UUlICzv-IeYbXnZlJNSgDI0g&index=1&feature=plcp
Kategoria 2012 Kross Level A6, 2012 wytrzymałość, .Filmowe relacje
Jeziorzany-Łączany-Zator-Rozkochów-Jeziorzany-Kraków
d a n e w y j a z d u
99.60 km
2.00 km teren
04:52 h
Pr.śr.:20.47 km/h
Pr.max:46.20 km/h
Temperatura:-9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:290 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
data startu 28.01.2012 10:58
Dziś trasa wytrzymałościowa jak to na sobotę w planie. Ze względu na możliwe oblodzenia asfaltu nawet nie próbowałem doprowadzić szosówki do użytku i pojechałem Krossem. Wieje dość solidny wiaterek ze wschodu i dlatego w tamtą stronę jechało mi się lekko i ciepło. Słońce przyświecało, widoki wspaniałe, chwilami tylko trochę walczyłem z palcami u stóp i rąk no ale ogólnie nie byłem rozgrzany. Co do ubioru dołożyłem jeszcze jedną elastyczną cienką bluzkę oraz pod spodenki drugą warstwę. Generalnie myślę, że spokojnie można było założyć ochraniacze na buty i byłoby super. W końcu buty zimowe to goretex więc będzie oddychać i nie powinienem się zapocić no ale przy tylu rzeczach jakie w zimie i tak biorę ze sobą to już ciężko było jeszcze to nie zapomnieć. Po skręcie na Rozkochów chyba gdzieś po krótkim postoju przy drzewie gps zaprzestał rejestracji - kolejny raz. Teraz to nawet nie wiem, czy to postój przy niskim zasilaniu jest impulsem czy niskie napięcie wywołane temperaturą czy brak ekspozycji. Zanotował więc 50km i siadł. Dobrze, że jak już jestem rozgrzany to jakoś tak zimno słabiej na mnie działa bo powrót nawet mimo odcinków przez las był pod lodowaty wiatr. Czy warto jeździć przy tak niskich temperaturach. Dzisiaj się zastanawiam ale jeśli te warunki się utrzymają i nie będzie wyboru również na to uda się zaadoptować i za jakiś czas napiszę, że jest ok. Teraz nie wiem. Podsumowując: można było założyć cieplejszą czapkę, ochraniacze na buty oraz zakupić ponadrozmiarowe rękawice. Te trze rzeczy w kwestii ubrania co do gps to może zasilanie na baterię 18650 rozwiązało by definitywnie sprawę jeśli to kwestia aku.
- pełny track
- niepełny ale z prędkościami
&list=UUlICzv-IeYbXnZlJNSgDI0g&index=1&feature=plcp
Kategoria .Filmowe relacje, 2012 Kross Level A6
Kryspinów-Morawica-Brzoskiwnia-Borek-Regulice-Czernichów-Jeziorzany
d a n e w y j a z d u
79.33 km
72.00 km teren
04:56 h
Pr.śr.:16.08 km/h
Pr.max:41.50 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:480 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
Kryspinów-Morawica-Brzoskiwnia-Borek-Regulice-Czernichów-Jeziorzany
data startu 14.01.2012 10:55
Zanim wyjechałem patrzyłem dzisiaj tylko na jedno czy jest mokro czy nie. Na szczęście było na granicy zera i śnieg nie mógł się topić dalej w polach. Licząc na to postanowiłem zrobić dłuższy trening. Pojechałem klasycznie na Dulowską w drodze planując zobaczyć ile uda się ujechać. Już w okolicy Kryspinowa opad śniegu zaczął nabierać siły ale ponieważ błoto było przykryte białym całunem nie przejmowałem się tym i parłem naprzód. W wąwozie Brzoskwinki sytuacja była bardzo zachęcająca. Prawie nie było błota, śnieg leżał równo wszędzie natomiast po wyjechaniu z wąwozu pierwszy raz przekonałem się jakie są warunki jeśli chodzi śliskość nawierzchni. Na zjeździe zobaczyłem przed sobą pieszych i chciałem nieco za mocno odbić w lewo. Przód natychmiast chwycił uślizg ale zdążyłem wypiąć lewe zapięcie i butem odzyskałem równowagę. No to już wiedziałem czego się spodziewać. No może prawie... Za Brzoskwinią zaczął się ulubiony podjazd w polach. Śnieg zarzucało tu chyba wcześniej z boku bo obie koleiny polnej drogi były zasypane. Miejscami śnieg miał kilkanaście cm i robiło się ciężko. Mieliłem na tym podjeździe i mieliłem jadąc 5-7km/h. Tymczasem opad śniegu cały czas się nasilał. Wjeżdżając do puszczy natrafiłem najpierw na odcinek, miękki z głębokim śniegiem no a potem była mniej lub bardziej zasypana puszcza i szlak. Jechało się super ale z wyliczeń czasowych wynikało, że nawet jeśli zdecyduję się wracać głównymi drogami to nie zdołam wrócić przed nocą. Śnieg spowalniał jednak za bardzo. W puszczy opad śniegu zamienił się w konkretną śnieżycę. Padało tak intensywnie, że miejscami widoczność spadła do może 10m. Stanąłem przed Lasem Podgórze ale się nie skusiłem i dobrze. Właśnie sypało najmocniej. Jadąc drogą zobaczyłem wreszcie pierwsze auta i odetchnąłem z ulgą. Myślałem, że jeśli przyjdzie do tego, że będę musiał jechać drogą czeka mnie błotna maseczka wszystkiego co wylatuje spod opon. Nic takiego jednak się nie stało. Śnieg, spodem zlodzenie, silny wiatr, potężny opad śniegu i w efekcie śnieżyca wystraszyły kierowców do tego stopnia, że aut było jak na lekarstwo, praktycznie żadnych w kierunku na Kraków a te co jechały wyprzedzały mnie jadąc może 30km/h. Pojazdy z naprzeciwka poruszały się równie wolno. Zapanowała przyroda, wszystko utonęło w bieli i szarości a ja sobie jechałem nawet głównymi drogami na zupełnym luzie, nie potrzebując wyglądać zza którego zakrętu co wyskoczy. Pusta droga i sielanka potrwała trochę ale się skończyła bo po jakimś czasie gdzieś w Brodłach śnieżyca osłabła i wyglądnęło na chwilę słońca. Widoki jak w górach, wszędzie wokół biel i błękit nieba w górze. Nic tylko produkować widokówki. Spodziewałem się, że teraz pojawią się pługi śnieżne i odbiłem na Czernichów. No i akurat właśnie w lesie jeden przeleciał. Na szczęście przy małym ruchu to co wyrzucił nie zaczęło zbyt szybko wiązać się ze śniegiem i lodem tak więc nadal jechałem po białym. No a potem była już klasyka, jazda przez białe pola z wiatrem. W Ściejowicach pierwsze auta w rowie, i zlodzenia takie, że na płaskim przy ok 20km/h mocniejsze depnięcie bujało już tyłem. Jeszcze tylko trochę topniejącego błota za Piekarami i wkrótce byłem w domu. Jedna z przyjemniejszych wycieczek, wróciłem obsypany śniegiem, pokryty miejscowo zlodzeniami na ubraniu, we wnękach kasku i na rowerze ale poza tym czyściutki. Jechało się dużo ciężej ale i tak rewelacja i piątka za widoki. Po asfalcie jechałem może 3km reszta to śnieg, był to więc uczciwie wyjazd w teren, tylko teren pojawił się wszędzie nawet tam gdzie zwykle jest droga.
&list=UUlICzv-IeYbXnZlJNSgDI0g&index=1&feature=plcp
Kategoria .Filmowe relacje, 2012 wytrzymałość, 2012 Kross Level A6
Lipowiec przez Puszczę Dulowską
d a n e w y j a z d u
88.55 km
45.00 km teren
05:10 h
Pr.śr.:17.14 km/h
Pr.max:42.60 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:630 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
data startu 17.12.2011 10:35
Pogoda zapowiadała się z niewielkimi opadami co potem okazało się nie do końca prawdziwe. Na początku myślałem, że pojadę tylko gdzieś do Dulowskiej ale jak już tak kręciłem i kręciłem to postanowiłem dokręcić do końca. Zrobiłem w ramach tej trasy dwie nowe modyfikacje, pojechałem przez dolinkę Brzoskwinki oraz znalazłem, co prawda trochę zawalone drzewami ale jednak przejezdne przejście przez Las Podgórze, tak więc nie trzeba będzie jeździć asfaltem całego tego odcinka. Gdzieś już w Dulowskiej zaczęło padać ale zaraz zaraz to nie był deszcz. Padały niewielkie kuleczki lodu odbijając się od ubrania. Ten opad powtarzał się wielokrotnie tego dnia. W lesie Podgórze na zjeździe rozproszyłem się obserwując jakieś obozowisko i zatrzymałem opierając o skarpę po prawej stronie. Nie był to upadek a raczej takie niezbyt delikatne oparcie się o coś. Usłyszałem przy tym dość głośny trzask metalu. Wyprostowawszy się stwierdzam, że pomimo rogów manetka hamulca oberwała i to jak. Wyciągnęło ją na zewnątrz a przy tym również popychacz tłoczka. Ups, ciekawe. Jadę sobie dnem doliny i cały podjazd z wiszącą klamką i dopiero na skraju lasu, żeby mi gps się nie wyłączył przystaję po multitool'a i po małej korekcji wszystko jest ok. Musiałem tylko wykręcić popychacz żeby skrócić jego dystans pomiędzy klamką a gniazdem tłoka, ustawić lekko przygięty tłok by wpasował się w gniazdo, wcisnąć popychacz i skrócić mu dystans. Jakby nie zadziałało wracałbym szosą. Ponieważ jednak regulacja się powiodła nic nie stało na przeszkodzie by wracać terenem. Nieco wahałem się nad karczmą w Babicach na podzamczu ale ostatecznie odpuściłem to sobie co było dobrym wyjściem bo dzięki temu noc zastała mnie już na wysokości Kryspinowa. Kondycja zimowo, coś tam kręcę ile chcę ale tempo dalekie od letniego. Myślę, że należy jednak podtrzymywać kondycję również w tygodniu najwyżej trochę lżej. PS. Przebiłem 8000km w tym sezonie i pierwszy raz w sumie co jest pewnym dla mnie osiągnięciem choć nie było celem. Chciałem jeździć tyle ile trzeba i mogę w granicach rozsądku i narastającej kondycji a kombinacja tych czynników miała być rocznym przebiegiem. Wyszło to co jest. Zastanawiam się tylko nad tą zimową przerwą czy jednak jej nie zrobić, może jakoś uda się to delikatnie przebrnąć.
&list=UUlICzv-IeYbXnZlJNSgDI0g&index=1&feature=plcp
Kategoria .Filmowe relacje, 2011 Kross Level A6, 2011 wytrzymałość
Na Błonia i Nadwiślanka po Zator - Rozkochów
d a n e w y j a z d u
119.86 km
0.00 km teren
04:47 h
Pr.śr.:25.06 km/h
Pr.max:54.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:330 m
Kalorie: kcal
Rower:Romet Sport
data startu 10.12.2011 09:53
czas jazdy 04:47:00
prędkość śr. 25 km/h
prędkość max 54,4 km/h
informacje dodatkowe
profil trasy
trudność
typ podłoża asfalt
pogoda wietrznie
temperatura 2 °C
opis Pogoda w kratkę ostatnio za dnia ale meteo pokazywało, że od 9-10.00 powinno być słonecznie a więc na asfalcie sucho dlatego zacząłem myśleć gdzie by tu jechać. Napisałem w tej sprawie na rowerowaniu i w sumie odpisał Oscar tak więc spotkaliśmy się z małym opóźnieniem na rogu Błoń i pojechaliśmy wspólnie kawałek. Nie piszę trasę bo jakoś tak od początku nie mogliśmy się zgrać. Oscar jechał mocno pod górkę a z góry i na płaskim lekko. Jak dla mnie ni było w tym żadnego rytmu. Jeszcze w Krakowie Mu o tym powiedziałem i na podjazdach nieco zwolnił. Wszystko wyszło w Piekarach kiedy na podjeździe Oscar oznajmił, że musi już wracać. Widocznie już wyliczył, że wyjdzie mu łącznie coś około 2h planowanych dzisiaj na świeżym powietrzu. Rozjechaliśmy się w swoje strony. Efektem jazdy pędem na Błonia by jeszcze bardziej się nie spóźnić a potem rwanego tempa z Oscarem były spore trudności w jeździe pod wiatr. W ogóle nie mogłem złapać rytmu, jechałem cały czas z widoczną trudnością. Przeszło mi dopiero gdzieś przed Zatorem ale te próby utrzymania tempa już mnie zmęczyły tak więc przeciętna wyszła zimowa. Dziwnie spory ruch jak na sobotę na drogach i w ogóle jak na początek zimy, trasa w większości sucha lub wysychająca. Gps przed Babicami powiedział papa ale sam temu byłem winien. Żeby postawić kropkę nad i tuż przed celem powrotem na kilkuset ostatnich metrach złapałem gumę i czeka mnie cała imprezka z wymianą dętki a co gorsza z ustawianiem ponownie przedniej opony. Jak sobie pomyślę mam ochotę wziąć mtb ... który tymczasem stoi nieziemsko brudny jeszcze od ostatniej trasy. Jutro niedziela.
&list=UUlICzv-IeYbXnZlJNSgDI0g&index=2&feature=plcp
W środę nogi do 2x10x80
kl 70 b. ciężko
Kategoria Oscar, 2011 Romet Sport, 2011 wytrzymałość, .Filmowe relacje
Wygiełzów-Chrzanów-Trzebinia-Zabierzów-Tyniec
d a n e w y j a z d u
100.16 km
1.00 km teren
04:02 h
Pr.śr.:24.83 km/h
Pr.max:60.00 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Romet Sport
Wygiełzów-Chrzanów-Trzebinia-Zabierzów-Tyniec
data startu 04.12.2011 12:22
Wczoraj myślałem, że utrwala się pogoda z opadami przez większość dnia i z jazdy w ten weekend nic nie będzie ale kiedy zobaczyłem, że asfalt przysycha i są szanse zacząłem się zastanawiać gdzie by tu pojechać. Tak orientacyjnie myślałem o kierunku zachodnim bo tam jak widziałem było sucho. Napisałem w rowerowaniu.pl i Lukcio wstępnie odpisał ale jednak okazało się, że nie uda Mu się zebrać więc pojechałem sam. Faktycznie było sucho a to dzięki silnemu wiatrowi z zachodu i południa. Na wyjeździe w Kryspinowie spotkałem jadących od Piekar Dawida i kolegę z którym często jeździ. Jakoś za Chrzanowem spotkałem człowieka na kolarce nie kojarzę skąd wyjechał może mnie dogonił i do ronda w Wygiełzowie jechaliśmy dając sobie zmiany. Ciekawe było, że miał kolarkę na ten sam rozmiar kół co moja i dokładnie te same gumy założone, wymieniając spostrzeżenia i info gdzie który jedzie na ten temat też wspomnieliśmy. Kiedy odbiłem w prawo na podjazd wiatr pchał w plecy. Na zjeździe zaczęło się robić mokro, od lasu przez Chrzanów nawierzchnia wszędzie była mokra na wyjeździe z miasta pożegnał mnie lekki deszczyk. Nawierzchnia zaczęła przysychać dopiero przed Krzeszowicami. Wiatr mnie pchał i coś tam kręciłem ale nie miałem już kondycji. Pod koniec w sumie się już wlokłem tym bardziej, że pomiędzy Zabierzowem a Kryspinowem wiatr był niemal w twarz. Żeby zrobić plan pokręciłem się trochę po okolicy, pojechałem m.in. do Tyńca. W okolicach toru kajakowego zobaczyłem nieliczne postacie w sumie dziwne bo w Krakowie było chyba najcieplej i sucho. Podsumowując w ten weekend też docisnąłem i trzeba będzie odpocząć.
&feature=channel_video_title
Kategoria 2011 Romet Sport, .Filmowe relacje, 2011 wytrzymałość
Błonia-Kryspinów-Czułów-Czułówek-Wygiełzów-Bolęcin-Frywałd-Piekary-Tor kajakowy-ścieżka
d a n e w y j a z d u
105.14 km
0.00 km teren
04:04 h
Pr.śr.:25.85 km/h
Pr.max:58.90 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Romet Sport
Błonia-Kryspinów-Czułów-Czułówek-Wygiełzów-Bolęcin-Frywałd-Piekary-Tor kajakowy-ścieżka
Po dłuższej wycieczce w sobotę rozważałem jakie sa szanse na pokręcenie coś z sensem w niedzielę i miałem wątpliwości czy kondycja pozwoli. Okazało się, nie jest tak źle i na nogach jakoś stoję, ruszam się itd czyli zacząłem zastanawiać na opcjami do wyboru a że akurat na rowerowaniu w wątku "leniwa szosa" Axi rzucił hasło potoczenia się lekko to pomyślałem, że skoro wyraźnie było napisane "lekko na podjazdach" i coś "60-70km" to postanowiłem pojechać.
Trochę te plany się zmieniły w trakcie. Oczywiście na ostatnią chwilę przyjechałem na miejsce zbiórki no ale tak to jest jak się do ostatniej chwili walczy z filmem z dnia poprzedniego. Tego dnia wiatr był dość silny z południa i zachodu. Na błękitnym niebie na pogórzu stały altocumulus lentikularis, soczewki świadczące o halnym. Wczorajsze warunki i dzisiejsze nie były więc przypadkowe. To właśnie ten ciepły wiatr wyczyścił okolicę z mgieł i smogu i zapewnił świetną widoczność, słoneczną pogodę i przyrost temperatury o dobrych kilka stopni.
Zebraliśmy się w sześć osób i praktycznie całą trasę objechaliśmy w pełnym składzie. Ponieważ trochę tempo było urywane ze względu na spore różnice kondycyjne co wychodziło na podjazdach tak więc już na samym końcu rozjechaliśmy się na jakimś skręcie za Frywałdem i Versus z Pociem pojechali na Brzoskwinię a my na tor kajakowy skąd fragment ścieżką. Koledzy udali się do centrum a jak po zawrotce do domu.
Piękna słoneczna pogoda cały dzień, mocny wiatr, który w tamtą stronę przeszkadzał a w powrocie popychałby gdyby nie osłonięta spora część trasy. Myślę, że jadąc dzisiaj tą trasę w przeciwnym kierunku mielibyśmy prędkość średnią powyżej 27km/h. Weekend kondycyjnie świetnie przepracowany, teraz w tygodniu trzeba się będzie dobrze zregenerować.
&feature=channel_video_title
Kategoria Versus, Dawid, Pocio, Axi, Szbiker, .Filmowe relacje, 2011 Romet Sport, 2011 wytrzymałość
Sołtysi Dział-Trzebunia-Lachówka-Tokarnia-Osielec-Zubrzyca Górna-przełęcz Krowiarki-Zawoja-Makowska Góra-Jachówka-Bieńkówka-Sołtysi Dział
d a n e w y j a z d u
100.40 km
3.00 km teren
06:03 h
Pr.śr.:16.60 km/h
Pr.max:60.60 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1830 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
Cała trasa to:
Sołtysi Dział-Trzebunia-Lachówka-Tokarnia-Łętownia-Osielec-Bystra-Sidzina Wielka- Zubrzyca Górna-przełęcz Krowiarki-Zawoja-Makowska Góra-Jachówka-Bieńkówka-Sołtysi Dział
W tygodniu zacząłem napomykać Leszkowi o trasie w sobotę. Leszek lubi góry więc z początku mu się idea spodobała. Kiedy jednak wyklikałem trasę i w posłałem mu ją mailem przestała mu się podobać. Ostatecznie w sobotę rano przedzwonił rezygnując. W sumie zimno, lekka mrzawka, no i zasadzie nie miał skompletowanych ciuchów na jazdę w tych warunkach. Z rowerowania jakoś też nie znalazłem nikogo kto by się wyraźnie zadeklarował i pojechałem sam. Plan był wystartować autem o 8:00 a przed 9:00 z Harbutowic wyruszyć na rowerze. Niestety auto w piątek się zbuntowało i choć mi to było wybitnie nie na rękę musiałem przynajmniej podjąć próbę odstawienia go do mechanika. Udało się ale spowodowało to stratę ponad 1h w rezultacie wyruszyłem na trasę o 10:00.
Na początku wyglądało to niezbyt ciekawie. Podjazd na Sołtysi Dział był w zasadzie oblodzony. Cienka warstwa pokrywała asfalt miejscami tam gdzie dotarł ciepły wiatr asfalt był mokry. Im wyżej wspinałem się tym było cieplej. Inwersja. Czyi na górze cieplej niż na dole, czyżby halny zawiewał lekko? W każdy razie im wyżej było tym cieplej, wietrzniej i sucho i to się powtarzało na tej trasie wszędzie na każdej przełęczy, znaczny wzniesieniu. Masy powietrza odpychały mgliste opadowe powietrze na północ. Zjazd do Bieńkówki i Tokarni zapewnił mi błotną maseczkę potem było już znacznie lepiej. Ostrą próbą był podjazd z Trzebuni do Więciórki przez Dział. Jacyś chłopcy nakierowali mnie na właściwy z polnych podjazdów i na zmianę jadąc i podchodząc na zlodzeniach parłem w górę w zimowej temperaturze i lodowatej scenerii. Ten podajazd wsiadałem i omal nie spadałem z roweru kilka razy. Końcówka zrobiła się sucha i po krótkim zastanowieniu z Działu na Lachówkę przez jakieś gospodarstwa zjechałem do Więciórki i Tokarni gdzie przy drodze dostrzegłem człowieka z myjką ciśnieniową i opłykałem gogle. Odcinek przez Tokarnię, Łętownię i podjazd na wzniesienia przed Osielcem to była jazda w błotnej mazi wynikłej z jakichś robót drogowych. Przed Osielcem twardy podjazd i zjazd z widokiem na kamioniołom po drugiej stronie doliny. Potem przez Bystrą gdzie pojawiać się zaczęły widoczki charakterystyczne dla pogórza, które tak lubię. Zrobiło się też prawie całkiem sucho choć nieco chłodniej. Stopniowo też coraz bardziej stromo na podjeździe i wreszcie dotarłem do zupełnie pustej Zubrzycy. Wiatr zrobił swoje i praktycznie przez całą miejscowość jadąc nie widziałem żadnych pieszych. Powolutku z uporem gramoliłem się na Krowiarki. Przy drodze w rowach widać było, że już by tu królowała zima gdyby nie ciepły wiatr ale tam gdzie nie dotarł asfalt się szklił a w rowach leżał lód. Na parkingu przed Krowiarkami turyści omawiający wycieczkę a na górze pusto i wszystko pozamykane a miałem delikatną nadzieję na dolewkę gorącej wody do kamela ale nic to. Pozapinałem się tylko dokładnie i hulaj dusza zjazd przez Zawoję. Pędząc w dół zaczynam wiercić się na sidełku, jedzie mi się dobrze siła jeszcze jest mogę cisnąć nawet strome fragmenty na średniej tarczy więc chętnie odbiłbym w Skawicy na Suchą Górę by zahaczyć o Juszczyńskie Polany jednak zachodzące pięknie na błękitnym niebie za mymi plecami słońce wyraźnie pokazuje, że ta część trasy z przyczyny porannych przesunięć czasowy musi pójść w niepamięć. Z wielkim żalem przelatuję obaj skrętu i zmierzam na Maków Podhalański. Tam przez ryneczek na Makowską Górę, na samej końcówce mówię sobię nie ma co i wrzucam młynek. Ponieważ jest już po zachodzi słońca zjazd do Jachówki jest zmarnowany. Spodziewam się a nie widzę tego wyraźnie, że nawierzchnia miejscami może być zlodzona a zjazd jest ostrymi najeżony zakrętami po zawrotki prawie. W Jachówce ogarniać mnie zaczynają ciemności. Na całą drogę miałem niespełna półtoralitra izotoniku i dwa małe kawałki ciasta. Plany na obiad w karczmie w Zawoji przekreślił obsuw czasowy i w Bieńkówce na chwilę staję by zjeść jakiegoś małego batonika. W sumie to już musztarda po obiedzie ale przy okazji przestwiam latarkę na full power i jadąc z pięknym snopem światła ruszam na ostatni podjazd. Na Sołtysim Dziale przystaję na małę foto i krótki filmik ale bez wielkich nadziej, że coś będzie widać po czym z duszą a ramieniu zaczynam zjazd. Cały czas hamuję nie dopuszczając do większych prędkości i pomimo tego tył co chwila łapie uślizg. Sam co jakiś moment na prostych wprowadzam tył w kontrolowany uślizg by wybadać czy to lód czy tylko wilgoć. Za dnia warstewka lodu była pięknie przezroczysta i asfalt na odległość wyglądał w porządku ale z bliska prawda wychodziła na jaw. Okazuje się, że na górze było suchutko, musiało być skoro przy takich nachyleniach jakie tam są nie zaliczyłem upadku natomiast kiedy zorientowałem się, że dojechałem do miejsca gdzie pozostawiłem auto i próbowałem zahamować okazało się, że nici z tego. Gruba warstwa lodu i zerowa kontrola. Żeby zatrzymać się potrzebowałem jakichś dwudziestu metrów. Uff wypad, lajtowe włóczenie się po górach, włóczęga czy co to było zakończona cało i zdrowo a było parę okazji by przynajmniej konkretnie spotkać się matką ziemią. W lodowatym wietrze, pakuję rower na dach, sprzęt do wnętrza i .. jeszcze 5 min. nadmuchu bo wszystko zaparowane i nic nie widać. Nie miałem zapału na kluczenie przez Radziszów więc tylko sruu na Zakopiankę, obwodnicę i za chwilę jestem w domu.
Kategoria 2011 Kross Level A6, 2011 wytrzymałość, .Filmowe relacje
Tyniec-Skawina-Radziszów-Biertowice-Harbutowice-Sołtysi Dział-Bieńkówka-Trzebunia
d a n e w y j a z d u
101.80 km
0.00 km teren
04:33 h
Pr.śr.:22.37 km/h
Pr.max:64.90 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:970 m
Kalorie: kcal
Rower:Romet Sport
data startu 19.11.2011 11:40
Jak to zawsze w sobotę zacząłem mieć wątpliwości gdzie jechać i co w ogóle robić. Na rowerowaniu Krzysiek proponował jakieś jeżdżenie tylko perspektywa przyjechania na Błonia by tam dopiero zacząć rozważania gdzie jechać nie wydawała mi się kusząca. Próbowałem wciągnąć Lesława w plan ale widać było, że ma trudności wyrwać się z domu. W końcu pozostały mi opcje: jechać gdzieś w teren, jechać autem i spróbować zaliczyć to co proponowałem na forum lub jechać szosą i zobaczyć na co będę miał humor. W rezultacie wyjechałem 11:40 i po dotarciu do Tyńca przez tor uznałem, że jadę i zobaczymy co będzie. Jechałem sobie lekko z uwagą na dłonie i stopy żeby nie przemarznąć a źle to wyglądało. Pierwsze odczucia szczypania w palce u rąk poczułem już na podjeździe w Tyńcu. Co jakiś czas więc zdejmowałem dłonie z kierownicy i ogólnie próbowałem utrzymać ciepło. Tuż za Skawiną zobaczyłem nadjeżdżającego z naprzeciwka Marcina, zawołałem na Niego On na mnie, stanęliśmy i chwile porozmawiali. Kręcił trening jakieś 50km, jechał mtb, odradzał mi trasę ok 100km, mówiąc żeby z tym poczekać do stycznia co najmniej. Planował wkrótce głównie trenażer narzekając na jakość takiego treningu, ja sobie ponarzekałem na stacjonarkę no i tak pojechaliśmy w swoje strony. Po cichu liczyłem na mały ruch ale nic z tego, trochę miałem wątpliwości w którym miejscu mam zjechać z głównej drogi w Harbutowicach ale okazało się, że jest to tak charakterystyczne miejsce, że nie miałem wątpliwości. Wkrótce przede mną, pomimo niskiej podstawy chmur okalającej okoliczne szczyty wzniesień zaczęły malować się coraz bardziej obiecujące widoki bo dolinka, którą poruszałem się w górę wcinała się coraz głębiej w masyw przede mną. Wreszcie zaczął się właściwy podjazd przez las i ku mojemu zaskoczeniu okazał się być znacznie bardziej wymagający niż od Bieńkówki. Jechałem na Sołtysi Dział w tym sezonie pierwszy raz od południa i tam w sumie takie miejsce gdzie lekkie zaciąganie korby wystarczało było krótkie. Tu najpierw wstałem, potem huśtanie kierownicą, potem wyrzucanie roweru w przód i tak dodawałem do piruetu na drodze wszystko co umiem na szosie, wreszcie zaciąganie korby a gdy to nie wystarczyło o zgrozo! zacząłem jechać zygzakiem. Płuca były już za mną na dole gdzieś na asfalcie, plecy trzeszczały, łańcuch błagał o litość ale się zaparłem, musiałem to wyjechać, nie mogłem stanąć (najlżejsze przełożenie u mnie to 40x21 na starych 27' czyli oponki 28obecnie dla mnie są trochę małe i używam 32). Nie wiem ile tam jest % tego nachylenia ale nigdzie koło Krk nie ma czegoś takiego. Każdy nawet najlepszy podjazd musi się kiedyś skończyć. Wyjechałem. Szybciutki filmik i gazem na dół. Potem w lewo żeby zaliczyć kolejną przełęcz ale po drodze zerkałem ciekawie na wszystkie poważniejsze asfaltówki na południe żeby wypatrzyć czy coś by dało szansę na realizację planu opisanego na forum czyli Więciórkę, w prawo na Tokarnię, Skomielną, Bogdanówkę, Żarnówkę, bez wjazdu do centrum Makowa na Jachówkę no i w prawo na Bieńkówkę i znowu przez Sołtysi Dział. Po drodze zobaczyłem, że w przydrożnych rowach, w potokach a nawet w niektórych miejscach na asfalcie jest już miejscami lód. Ogólnie miałem trudności ze swobodnym oddychaniem pomimo kominiarki więc musiało być w okolicach zera. Zaliczyłem podjazd, zjechałem go do Trzebuni i od razu zaliczyłem z drugiej strony. Zjechałem do Bieńkówki gdzie przed rozjazdem coś skubnąłem w sklepie, doubrałem drugą parę skarpet co okazało się być genialnym posunięciem. Stwierdziłem ponadto przy zdejmowaniu i zakładaniu zimowych rękawic motocyklowych, że w środku są wilgotne co podsunęło mi myśl następującą: otóż tak ciężko dobrać rękawice na rower bo nie tylko jedziemy wieje i chłodzi nas ale mamy fazy sporego wysiłku kiedy nadmiar ciepła prowadzi do gromadzenia się wody. Potrzebne więc będą jakieś rękawiczki dostosowane do warunków ekstremalnych np. góry i zima plus ruch, muszę zbadać ten temat. Tak jak przypuszczałem podjazd na Sołtysi dział z tej strony jako całość był dużo łatwiejszy a poza tym nabrałem potem jakiegoś sensownego rytmu i nagle przeszło mi wyziębienie palców stóp i dłoni. Stopy do końca pozostały ciepłe, dłonie zmarzły znowu gdzieś od Skawiny. Zużyłem jakiś litr izotoniku ostatnie 30km nic już nie miałem, ogólnie kondycji jest mało, jest jeszcze trochę wytrzymałości ale tempa już nie ma co nie znaczy, że nie można pojechać przyzwoitej trasy. Obym tylko nie odchorował tego. Mam nadzieję, że nie.
Kategoria 2011 Romet Sport, 2011 wytrzymałość, .Filmowe relacje