Leszek
Dystans całkowity: | 2201.56 km (w terenie 308.00 km; 13.99%) |
Czas w ruchu: | 96:47 |
Średnia prędkość: | 21.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 81.36 km/h |
Suma podjazdów: | 13632 m |
Maks. tętno maksymalne: | 190 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 147 (77 %) |
Suma kalorii: | 26688 kcal |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 73.39 km i 3h 27m |
Więcej statystyk |
Skandia Maraton Kraków
d a n e w y j a z d u
60.50 km
45.00 km teren
02:49 h
Pr.śr.:21.48 km/h
Pr.max:52.80 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:780 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
W dniu dzisiejszym wypadł maraton w Krakowie. Ze względu na to, że coś takiego staje się powoli coraz większą rzadkością postanowiłem wziąć w nim udział. Pojechaliśmy na miejsce z Gienkiem, który planował start w mini. Błonia zastawione niemal w całości, jak tylko znaleźliśmy pod koniec wolne miejsce na auto ostatnie luki już się zapełniały. Numerki pobrane dzień wcześniej na Skandii nie gwarantują spokoju przed startem. Wszystkie sektory oznacza taka sama tabliczka zielonego koloru. No bez przesady a jak ktoś nie jest regularnym uczestnikiem to skąd ma wiedzieć co i jak. Wokół kręciło się conajmniej kilkudziesięciu podobnie jak ja niepewnych gdzie co i jak. W końcu patrząc na numerki innych i pytając ustawiłem się a spiker po chwili potwierdził dobry wybór wyliczając kto w którym sektorze. Czekamy, słońce grzeje, w każdym sektorze luzy, wygląda w sumie jakby po kilkadziesiąt tylko osób stało. No tak ale jak zaczyna się puszczanie ludzi to na skutek sporej liczby sektorów trochę się to ciągnie. Za to po starcie nie ma tragedii natomiast już na pierwszej górce w terenie w Wolskim Lesie jest. Staje się to symptomatyczne wręcz, że na każdym stromym podjeździe spora część by nie rzec większość idzie zamiast jechać. Również wszelkie techniczne utrudnienia pokonywane są jakby bez zapału. Jedziemy i tasujemy się z ludźmi, chwilami oni są szybciej chwilami ja wyprzedzam. Może te wszystkie koszulki mi się mieszają swoimi kolorami. Numerki rozpoznaję nieco później kiedy już regularnie się zmieniamy. Faktycznie wychodzi na to, że jak zwykle stopniowo wyprzedzałem więc to odczucie z początku musiało być mylące. Resztki infekcji wirusowej niestety jeszcze działają. Nie czuję siły jak należy, idzie to trudno i ciężko a po ok 1h jazdy wydaje mi się wręcz, że mało mam pod butem. A tu w międzyczasie przy trasie pojawia się Marcin z zapałem na filmowanie i kilometrami jedzie wyprzedzając i zostając by z różnych ujęć nakręcić czy zrobić fotki. Ja tu próbuję łapać rytm, idzie mi ciężko a co górka ten lekko nas wyprzedza, formalnie przy tym dołując otoczenie i rzuca: "dajesz Jacek", "dawaj pod tą górkę" i inne podobne i tak od Aleksandrowic po Kleszczów gdzieś pewnie. No ale wszystko co dobre musi się skończyć więc nawet i Marcin w końcu odpuszcza a ja tymczasem dalej się męczę. Trochę też mniej piłem niż trzeba i zacząłem odczuwać początki kurczy ale częstsze sięganie do rurki bukłaka pomogło. Kręcenie na niskiej kadencji, chwilami konieczne w zmianach nachylenia czy zakrętach nie idzie tak lekko jak powinno. Siłownię odstawiłem kilka już tygodni temu a poza tym choróbsko się odzywa. Mam gdzieś po 2h takie fazy kiedy wkręcam się chwilę na dobry rytm i na wyższej kadencji kręcę mocno co daje mi parę dodatkowych pozycji ale poza tym są też długie fragmenty gdzie mnie przytyka, nawet nie mam możliwości jakoś się rozruszać i przyspieszyć oddechu. Były trudności w ogóle by wyczuć na co sobie mogę pozwolić. No i jeszcze ten teren. Ogólnie ciekawych podjazdów i zjazdów jak wiadomo jest na tym maratonie nie dużo. No więc początek puszczy Dulowskiej. Myślę sobie "pewnie będzie szutrówką" ale nie, ku mojemu zaskoczeniu dajemy prosto na stromy może nie tak bardzo ale rozwalony w zeszłym sezonie sprzętem leśniczym, prosty zjazd. Środkiem trochę rynna nie do użytku a bokiem, korzenie, kamienie, gałęzie po ścinkach no i owo rozkopanie. Już z dala widać niebieskie sygnały. Stoją tam motocykle ratownicze, policja i niebiosa wiedzą kto jeszcze na wypadek wypadku. Wcześniej z prawej obsługa ostrzega by hamować. Pokiwałem głową i odkrzyknąłem, że wiem co mnie czeka ale pojechałem swoje. To było najsilniej "bronione" miejsce ale w sumie kilka zjazdów widziałem z siedzącymi na nich ratownikami i jak rozmawiałem potem z kilkoma osobami na mecie w sumie wszystkich takie widoki mroziły. Może to dobrze, niech sobie przesadzają ale jak to ma być upowszechniony sport (a dobrze by było) to za tą akcję plus. Niestety na tych niewielu zjazdach i podjazdach plus technicznych odcinkach nie zawsze można było jechać bo jak zauważyłem różnie ludzie jechali. Było kilku, którzy w charakterystycznych sposób na ostro brali podjazdy i jeśli były krótkie sporo mi odchodzili jeśli długie to zostawali na dłużej z tyłu. Inni dawali mocno na krótkich zjazdach gdy było widać przeciwległy podjazd. Ogólnie jednak prawie wszystkie takie ciekawsze miejsca gdzie miałem towarzystwo a była to większość musiałem częściowo przejść bo poprzednicy w dziwnych miejscach się zatrzymywali, większość nawet nie próbując podjąć próby podjechania. Nie pomagało wołanie "nie hamuj zaraz podjazd", czy "to się da zjechać". Potem mnie gonili i wyprzedzali więc powiedziałbym tak: wczoraj (dzień wcześniej) był maraton w Złotym Stoku. Kolega Leszek tam pojechał i z grubsza było tak jak podejrzewałem, że będzie. To znaczy długie podjeżdżanie i techniczne zjazdy. Gdyby tego więcej było tu w Krakowie, a mogłoby spokojnie być, to całkiem inaczej ułożyła by się stawka bo tak jak większość jechała spokojnie mogliby wziąć rowery przełajowe albo nawet szoski ;-) Pogoda dopisała, było poprostu prześlicznie, ubłociłem się w sumie w jednej kałuży, w którą tak się złożyło, że wjechaliśmy grupą i błoto zdołało od sąsiada strzelić mnie pod okulary z prawej w oko! plus było sucho i kurzyło się. Charakter trasy był taki, że mocny wiatr z zachodu wpłynął na pewno na szybszy powrót. Na końcówce przed Wolskim przy cmentarzu na Bielanach po podjeździe zdałem sobie sprawę z tego, że trzeba powalczyć o pozycję bo trochę ludzi przede mną blisko jedzie. Od Obserwatorium udało mi się do Kazamaty dotrzeć tak, że wyprzedziłem wszystko co się dało, tył mnie nie gonił przód nie był widoczny no więc jadę sobie spokojnie z postanowieniem by się nie dać ew. na zjeździe ale to przecież będzie słychać więc nikt mnie nie zaskoczy. No to jadę. Trochę dropów, poszedłem je trochę szybko ale opanowuję i niestety ku mojej konsternacji z tyłu słyszę wyraźnie pracę zawieszenia. Ktoś mnie dogania a ja tu ledwo ten zjazd przeżyłem! no co jest? Daję na ostatnim fragmencie, składam się też w dwa zakręty najlepiej jak potrafię by tu nie stracić zakładając, że teraz to już asfalt i płasko więc jak to nie jest czołówka giga to się nie dam choćbym do sprintu przed metą musiał się czarować. Zerkam w bok gdy po skręcie ścieżka w lesie jest tuż obok za taśmą i mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Faktycznie dogania mnie czołówka giga ale to nie zawodnik tylko motocykl robił sobie dystans i podgonił na zjeździe. Kurcze uciekałem motocykliście ! to jest już chore. Na wałach dochodzi mnie ktoś z giga a ja spokojnie patrzę co przede mną. Kogoś tam łyknąłem ale jedziemy z wiatrem ok 35km/h a nogi są już takie ciężkie. Szanse są zerowe. Wjazd na Błonia i do finiszu. No i taki widok mi przelatuje przed oczyma. Człowiek przede mną chwilę temu jeszcze chyba 50-70m teraz jest tylko kilkanaście i co ciekawe przejeżdża przez ulicę tak: pierwszy krawężnik płaski, drugi stromy uderza tyłem, płyty przy trawie to samo. Musiało go to spowolnić. Na mnie podziałało jak płachta na byka. Z asfaltu zrobiłem baniego na chodnik, z chodnika zdążyłem zrobić baniego na trawę i zjazd. Wszystko prawie bez straty prędkości i gazu za nim. Doszedłem go, przed nim kilka metrów następny, cisnę do każdego wołając "finisz: by zachęcić do walki o miejsce. Niby brak reakcji ale jeden z nich ruszył za mną. Skandia zrobiła mnóstwo tasiemek na Błoniach więc my po tych okropnie wertepiastych pozostałościach kretowin walczymy ze sobą a ja widzę jakieś 20m conajmniej z przodu jeszcze jedną ofiarę ale nie ma szans przecież już tak blisko, jeszcze tylko zakręt. Ledwo już oddycham, obrotomierz wyskoczył za skalę chyba już przy pierwszym z dwóch za mną. A tu zakręt i jeszcze za nim wyłania się kolejny więc jestem bliżej a meta ciągle daleko, wchodzimy w ostatni prawy łuk, jadę szerzej lewą, spodziewam się walki więc dwa biegi niżej i cisnę resztki z resztek. Odpuścił i zostawiam go za sobą dobre 10m. Na mecie ciężko dysząc dziękuję za walkę. Podjeżdża jeden z wcześniej wyprzedzonych mówi, że próbował odzyskać pozycję i gonił po czym kładzie się i leżąc dyszy, łapią go kurcze. Taki finisz mi się podoba. Maraton jest jaki jest ale rywalizacja poprawia wszystko. Chwilę rozmawiamy, oddech się uspokaja, z tyłu ogłaszają kolejnego gigowca na mecie. Podjeżdżam zerknąć, oglądam sklepiki, tradycyjnie szukając spodenek 3/4, mineralna, banany, poczęstunek (bez rewelacji). Rundka wokół Błoń by nie zastygnąć i do auta. W drodze do domu pierwsze kropelki deszczu.
Skandia Maraton Kraków
2:49:43, 125open/370, 120M/K, 17M4/52, 207(42:38)I-mczas
data startu 06.05.2012 11:10
czas zwycięzcy 2:03:28 Kowalczyk Michał
http://youtu.be/PjQ4M35sCYY
http://youtu.be/sE1fu2yiXF4
... i jeszcze film od Marcina
http://www.endomondo.com/profile/2880032
w który dosłownie wplótł spory kawałek wspólnej jazdy
&feature=player_embedded#!
.. normalnie jak jakiś pro mam własny filmik z wyścigu bo podążała za mną jednoosobowa ekipa filmowa. Dziękuję Marcinie!
Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2012 Kross Level A6, .Filmowe relacje, Kacper, Leszek, Marcin
Piekary-Łączany-Rybna-Piekary-ścieżka
d a n e w y j a z d u
83.20 km
2.00 km teren
03:04 h
Pr.śr.:27.13 km/h
Pr.max:61.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max:179 ( 99%)
HR avg:134 ( 74%)
Podjazdy:400 m
Kalorie: 2156 kcal
Rower:Merida 904
data startu 20.04.2012 16:00
tętno śr. 134 ud/min
tętno max 179 ud/min
w strefie 02:14:09
poniżej 00:00:01
powyżej 00:39:50
Hasło na Łączany ale w drodze powrotnej pojechaliśmy przez Rybną gdzie się Leszek mógł zmierzyć wreszcie z jakimś sensownym podjazdem na kolarce. Ostro zasuwał i dał radę choć było ciężko. Tętno maksymalne wynikło z tego, że od Czernichowa doszedłem na koło jakiemuś człowiekowi na kolarce, który tamten fajny podjazd w Przegini pociągnął chyba do oporu. Za górką wróciłem się za Leszkiem, który zaskakująco mało stracił bo może wszystkiego 30 sekund.
Kategoria 2012 Merida 904, 2012 wytrzymałość, Leszek
Tor-ścieżka Centrum-tor-ścieżka centrum
d a n e w y j a z d u
44.80 km
2.00 km teren
01:49 h
Pr.śr.:24.66 km/h
Pr.max:48.10 km/h
Temperatura:14.0
HR max:157 ( 87%)
HR avg:118 ( 65%)
Podjazdy: 40 m
Kalorie: 1018 kcal
Rower:Merida 904
data startu 13.04.2012 21:21
serce
tętno śr. 118 ud/min
tętno max 157 ud/min
w strefie 01:15:08
poniżej 00:32:28
powyżej 00:01:24
kcal 1018
Właśnie montowałem pulsometr kiedy zadzwonił Leszek, który właśnie wychodził z domu. Chyba był w stosunku do mnie sporo do przodu bo zanim zamontowałem co trzeba najpewniej już minął tor i rozminęliśmy się. Ja zakładałem, że coś dzwoni ale pewnie jak ostatnio zobaczymy się na ścieżce a tymczasem oddalaliśmy się od siebie. Przedzwoniłem będąc przed mostem Dębnickim. Leszek był już gdzieś za Piekarami i wkrótce dotarł do Wołowic. No cóż to zawrotka, jak dojechałem do toru Lechu właśnie zjeżdżał z kładki przy Stopniu Kościuszko. Dalej pojechaliśmy razem. Kilka słów o pulsowetrze. Wpisałem podstawowe informacje ale nie mając pojęcia jak tam z kondycją postanowiłem skorzystać z opcji polar own ... Coś tam nierówno kręciłem w tym czasie ale wyliczył z tego sobie 116 do 152. Osiągnąłem górny limit gdy trochę ciągnąc Leszka na kole goniliśmy jakiegoś niesamowitego mtb, który śmignął koło nas i kręcił jak natchniony. Dolny limit pikał mi złośliwie kiedy wracałem tak więc trzymanie się tej strefy to nie było tak do końca. Dodatkowo nie wyłączałem więc średnia wyszła gdzieś na dolnym limicie. Już kombinuję jak sobie przy użyciu gps, licznika, pulsometru i odpowiednich kombinacji profilu trasy wyznaczyć strefy i moc. Trochę to będzie kosztowało kombinacji ale da się teoretycznie wykonać.
Kategoria 2012 Merida 904, Leszek
Tor-ścieżka-Tyniec-ścieżka
d a n e w y j a z d u
39.10 km
1.00 km teren
01:32 h
Pr.śr.:25.50 km/h
Pr.max:45.80 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 80 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida 904
Miałem w planie totalny lajcik czemu sprzyja fakt braku wciąż na rowerze licznika. Nie wiedzę z jaką prędkością jadę to nie pędzę cały czas. W pracy coś Leszek wspominał o wypadzie do Łączan ale wkrótce okazało się, że chyba się to nie uda. Wyjeżdżam spod domu a tu komórka się wierci w kieszeni. Leszek jadą od dworca no to spotkamy się na ścieżce. Spotkaliśmy się, Leszek nie miał chyba jeszcze wyczucia do tego roweru bo pędził strasznie. Tak to jest na kolarce, ciśniesz, niesie cię, jeszcze bardziej ciśniesz, wiatr przyjemnie chłodzi więc nie czuje, że zasuwasz zziajany. Kacper na kole ciężko się napracował bo jechał mtb. Zrobi kondycję jak tak będą częściej jeździć.
Kategoria 2012 Merida 904, Leszek, Kacper
Ice biking
d a n e w y j a z d u
17.30 km
8.00 km teren
01:14 h
Pr.śr.:14.03 km/h
Pr.max:34.90 km/h
Temperatura:-11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
data startu 05.02.2012 13:40
Dojazd i powrót asfaltem. Dzisiaj umówiliśmy się z Leszkiem i podjechał do nas by zabrać Marzenę na łyżwy. Ja pojechałem na mtb i pokręciłem się po lodzie kiedy oni się ślizgali. Zabraliśmy też sanki, które się przydały bo prócz Natalki było tam jeszcze sporo innych dzieci i niektóre miały ochotę na kulig a nie ma większej frajdy z jazdy na rowerze jak sprawić przy tym przyjemność innym. Udało mi się nawet uciągnąć jednocześnie sanki z Leszkiem i Natalką. Rekord. Rzadko kiedy są tak dobre warunki, gruby pewny lód, odrobinę posypany.
Kategoria 2012 Kross Level A6, Leszek, .Filmowe relacje
Mtb Powerade Suzuki Marathon - Kraków
d a n e w y j a z d u
70.20 km
55.00 km teren
03:50 h
Pr.śr.:18.31 km/h
Pr.max:61.30 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1263 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
Przejechałem dzisiaj dystans mega. Myślę, że wszyscy Ci co spodziewali się strasznego błota i z tego powodu odpuścili zrobili błąd. Po tylu dniach spiekoty ten deszcz niewiele zdziałał. Ogólnie trasa była w porządku a też jak niektórzy powiedziałem sobie, że na błotną masakrę się nie wybieram. Po wielu dniach gorąca w nocy przyszedł front atmosferyczny i dosłownie w ciągu kilku godzin temperatura spadła do 16st C. Później w trakcie dniach podstawa chmur się podniosła i miejscami w pewnej odległości od Krakowa widziałem promienie słońca przenikające przez gęstwinę zarośli. Na miejsce podjechałem autem zabierając przy okazji ze sobą Gienka. Musiałem jeszcze pobrać numerek i uiścić opłatę. Spotkałem też Leszka ze synem, który tak jak Gienek wybierali się na mini. Leszek pojechał świetnie, Kacpra nie udało nam się odnaleźć na liście. Jak zawsze ustawiłem się na samym końcu już za bramkami no i wychodzi mi, że zdołałem wyprzedzić ponad połowę startujących. Z jednej strony postęp z drugiej wydaje mi się, że dalej za słabo jeżdżę. Jeszcze przed samym wąwozem Kochanowskim na podjazdach gdzie w zasadzie można by było próbować coś wyprzedzać jednak nie bez sporego uszczerbku sił drogę blokowały osoby, które jechały słabiej. W paru takich miejscach pomogła dopiero chwila, po której poprzednik próbując trzymać tempo zupełnie się wypompował. Miałem w czasie tego maratonu dwa takie przypadki gdzie jechałem sobie spokojnie za kimś, w warunkach niezbyt sprzyjających do wyprzedzania a ten po chwili stanął nie mogąc złapać oddechu. Ogólnie sam zaczynam powątpiewać czy moje trzymanie równego rytmu wysiłku jest faktycznie skuteczne. Być może to czas na pulsometr. Muszę zastanowić się i wybadać temat. Niektóre zjazdy ale naprawdę tylko niektóre były na tyle śliskie, że stały się trudne. Pierwszy zjazd w lesie Wolskim od początku planowałem pojechać sobie spokojniej niż trenując. Wąwóz Kochanowski odpuściłem sobie zbiegając, trochę bym dał radę ale był to świadomy wybór tak więc tylko sam dół tam zjechałem. Pogorszyły się tam warunki znacznie od zeszłego roku. Zauważyłem co do rytmu taką prawidłowość. Gdy kończył się asfalt i przechodził w szutr i podjazd na tej kilkudziesięciometrowej fazie przejściowej bywam wolniejszy od otoczenia z którym jadę natomiast na początku wzniesienia gdzie przyjmę jakiś swój rytm dość szybko dochodzę sąsiedztwo i je wyprzedzam. Były takie podjazdy, które właśnie pozwoliły mi wyprzedzić trochę osób i w tym jeden gdzie zachowałem rytm po zjeździe i od razu zacząłem wspinaczkę a reszta otoczenia utknęła i już cały podjazd podprowadzała i drugi gdzie próbowałam wyprzedzać i dostałem informację, że jadą wolniej zbierając siły przed "ścianką". Wziąłem to na poważnie odpuściłem wyprzedzanie, wbiłem nawet młynek, zacząłem podjazd i zaliczyłem bez zsiadania a towarzystwo zsiadło i pchało. Praktycznie cały czas kogoś wyprzedzałem ale w okolicach ostatniego bufetu jakoś tak wyprzedzani próbowali się "bronić". Sam czułem chyba odwodnienie bo wybór grubszej bluzy dał się we znaki. Widocznie inni mieli jeszcze większe problemy z utrzymaniem tempa i jakoś to szło choć był moment, że czułem i nogi i ogólnie, że słabnę. Wrzuciłem równy rytm i nieco szybszą kadencję i jakoś to przeszło. Widziałem jak czołówka Giga nas wyprzedza ale dopiero kiedy pierwszy zawodnik oddalił się nieco rozpoznałem, że to Bartek. Było praktycznie wszystkiego po trochu na tym maratonie. Widziałem parę osób, które nie bardzo chciały ustąpić na podjazdach i zaraz mieli dość i kilku mądrych co niezbyt sprawnie dawali na zjazdach a potem widowiskowo koziołkowali z rowerami gdzieś w krzaki. No słowem wszystko było na tym maratonie co powinno być. Mnie się podobało a na lepszą kondycję jeszcze się poczeka. Po wszystkim zaliczyłem poczęstunek na żetonik, rundka wokół Błoń na rozkręcenie, telefony, rowery na dach auta i go do domu gdzie w ruch poszedł Karcher i małe pranko ciuchów.
273 moje/561 ukończone/655 łącznie
czas 03:27:22.1
na 1pkt 00:48:15(395)
na 2pkt 02:36:08(293)
strata do nr1 01:04:18
W efekcie zrobiłem coś pod 350pkt sektorowych i razem z Zabierzowem wyszło 320,43pkt co daje 4 sektor, czyli ostatni przed otwartym. Warto by było z tego skorzystać choć to ważne tylko na Murowaną a wątpię czy wybiorę się za Poznań bo to bez sensu.
Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, 2011 Kross Level A6, Gienek, Leszek, Kacper
Tor kajakowy-ścieżką-miasto-Zielonki-Korzkiew-Pieskowa Skała-powrót
d a n e w y j a z d u
101.90 km
5.00 km teren
04:10 h
Pr.śr.:24.46 km/h
Pr.max:64.50 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:300 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
Na tor kajakowy, ścieżką do miasta, potem do Leszka i z nim do Ojcowa dalej do Pieskowej Skały z podjazdem pod zamek, po drodze obiadek w Ojcowie, klimatyczny podjazd na Maszyce, do brata i powrót. Leszek do domu a jak przez ścieżkę rowerową częściowo z objazdem. Ścieżkę zamknięto bo smoki miały strzelać ogniem.
Kategoria 2011 wytrzymałość, Leszek, 2011 Kross Level A6, .Filmowe relacje
Błonia - Las Wolski - Błonia - ściezka rowerowa Tor kajakowy
d a n e w y j a z d u
53.40 km
10.00 km teren
02:38 h
Pr.śr.:20.28 km/h
Pr.max:51.20 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
rower teren . podstawowy
rodzaj trening
region małopolskie
licznik
długość 53,4 km
data startu 11.05.2011 22:44
czas jazdy 02:38:00
prędkość śr. 20,2 km/h
prędkość max 51,2 km/h
typ podłoża asfalt
pogoda słonecznie
temperatura 20 °C
opis Ponieważ Leszek wybiera się na maraton rowerowy w sobotę tak więc wskazane było żeby zaliczył trochę terenu. Spotkaliśmy się po pracy na Błoniach i pojechaliśmy w składzie Leszek Kacper i wzdłuż Rudawy, pod las szlakiem północnymi obrzeżami aż do Polany pod Dębiną dalej podjazdem pod Zoo zjazdem i szlakiem kopców w stronę kopca Kościuszki na Salwator, rundkę wzdłuż Błoń. Potem oni w swoją stronę a ja jeszcze pod Wawel na ścieżkę rowerową, na kładkę i do toru kajakowego przy Stopniu Wodnym Kościuszko.
Kategoria Leszek, 2011 Kross Level A6
Rajd Kraków - Trzebinia
d a n e w y j a z d u
93.00 km
5.00 km teren
04:12 h
Pr.śr.:22.14 km/h
Pr.max:54.60 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A6
rower teren . podstawowy
rodzaj trening : wytrzymałość
region małopolskie
licznik
długość 93 km
data startu 30.04.2011 10:10
czas jazdy 04:12:00
prędkość śr. 22,1 km/h
prędkość max 54,6 km/h
typ podłoża asfalt
pogoda słonecznie
temperatura 18 °C
opis Około godziny 11:05 wyruszyliśmy z Leszkiem i około 500-600 osobami na trasę rajdu Kraków - Trzebinia. Trasa prowadziła z Błoń przez Kryspinów, Mników zielonym szlakiem przez Rudno, Puszczę Dulowską aż do kompleksu pałacowego który był celem rajdu. Tempo było różne, czołówka pognała, Leszek utrzymał tempo, które pozwoliło nam przejechać trasę coś poniżej 2h. Na miejscu poczęstunek tradycyjnie. Tego pięknego dnia słońce w odsłoniętych miejscach przypiekało co świadczyło dobitnie o zbliżających się burzach. Impreza zapewne się rozkręciła w najlepsze ale zgodnie z Leszkiem postanowiliśmy wracać co okazało się być proroczym posunięciem. Zaledwie ponoć Leszek dotarł do domu zaczęło lać, ja zaliczyłem prysznic i z nieba lunęło seriami. Zaczęła jeździć straż pożarna. Jeśli porównać z tym co się wydarzyło w Stanach gdzie przeszły tornada to nie ma co narzekać. Trasa bardzo przyjemna, spora część szutrówkami czy asfaltem przez las. Sporo było osób jadących w naszym tempie, pewne osoby po tych tasowaniach się zaczęliśmy już rozpoznawać a oni nas. W drodze powrotnej w około godzinę po dojechaniu na miejsce widziałem jeszcze kilkadziesiąt osób, którym wciąż brakowało jeszcze kilku km by dotrzeć do celu. Obciążenie lekkie do średniego, sam czas jazdy był męczący.
Kategoria .Starty, wyścigi, rajdy, Leszek, 2011 wytrzymałość, 2011 Kross Level A6
Wycieczka -Tatry
d a n e w y j a z d u
0.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Silny, porywisty wiat. Głęboki śnieg zmusił nas do zawrotki po przekroczeniu górnej linii lasu. Cały czas myśleliśmy, że tylko mgliście poruszamy się szlakiem tymczasem okazało się, że szliśmy nim jak po sznurku pomimo braku widocznych znaków i dopiero na górze należało skręcić w lewo a my próbując iść z prostej zakopaliśmy się całkowicie. Raki okazały się być zupełnie niepotrzebne, moje kijki pozbyły się obu koszyczków co uczyniło je nieprzydatnymi. Wnioski są jednoznaczne.
Kategoria Leszek